Dziemianowicz-Bąk pytana m.in. o to, że kobiety po poronieniu, by móc skorzystać z przysługujących im praw, choćby skróconego, ośmiotygodniowego urlopu macierzyńskiego czy zasiłku pogrzebowego, muszą znać płeć dziecka - konieczna jest ona do wystawienia tzw. karty martwego urodzenia, odpowiedziała, że to "jeden z absurdów, w dodatku okrutny".
Sprawia on, że w trakcie poronienia kobieta często musi pobrać materiał genetyczny, czasami własnoręcznie, aby można było tę płeć ustalić. Nie dość, że kobieta znajduje się często w bardzo trudnej dla niej sytuacji emocjonalnej, to jeszcze dodatkowo spadają na nią trudności organizacyjne, proceduralne, a także koszty finansowe badań, które czasami są jedyną szansą na określenie tej płci - mówiła.
- A przecież w takiej sytuacji kobieta powinna móc zająć się przede wszystkim sobą, a nie sprawami urzędowymi - dodała Dziemianowicz-Bąk.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Sprawić, żeby różne uprawnienia kobiet po poronieniu czy martwym urodzeniu, jak choćby prawo do skróconego urlopu macierzyńskiego, nie zależały od tego, czy płeć dziecka jest znana - zaznaczyła.
Ministra rodziny, pracy i polityki społecznej poinformowała, że "nasza wstępna propozycja zakłada, że do skorzystania z uprawnień przysługujących po stracie ciąży wystarczyłoby zaświadczenie lekarskie". - Nie byłoby konieczne określanie płci ani szereg innych formalności. To proponowany kierunek, oczywiście do dalszych dyskusji - wyjaśniła.