Z powodu protestów we Francji 1 maja odwołano nawet 33 proc. lotów z największych portów lotniczych kraju. Znów strajkowali kontrolerzy ruchu lotniczego. Znów, bo - jak wylicza Ryanair - przez pierwsze cztery miesiące tego roku ich protesty trwały ponad 50 dni. To 10-krotnie więcej niż w ubiegłym roku. Największa tania linia lotnicza w Europie musiała w tym czasie odwołać ponad 3,7 tys. lotów.
Francuskie strajki kontrolerów lotów są największym zagrożeniem dla planów podróży obywateli UE tego lata. Pasażerowie zaczynają naprawdę rozumieć, że Komisja Europejska nie robi nic, aby zmniejszyć to ryzyko i chronić ich swobodę przemieszczania się - czytamy w oświadczeniu Ryanaira.
Francuskie prawo pozwala na ochronę tamtejszych lotów krajowych. To oznacza, że w przypadku problemów, loty krajowe mają priorytet lub są odwoływane w dalszej kolejności. Przepisy te nie obejmują już rejsów z Niemiec, Hiszpanii, Włoch czy Wielkiej Brytanii.
Dlatego Ryanair przygotował petycję, którą do końca kwietnia podpisało ponad 600 tys. pasażerów. Wzywa w niej przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen do ochrony swobody przemieszczania się i lotów obywateli europejskich podczas strajków francuskich kontrolerów.
"Włochy i Grecja już chronią loty podczas strajków kontrolerów lotów. KE musi teraz nalegać, aby Francja zrobiła to samo" - czytamy dalej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ale nie tylko strajki kontrolerów we Francji lub związków zawodowych w Niemczech mogą sparaliżować latem ruch lotniczy. Ubiegły sezon letni pokazał, jak bardzo brakuje ludzi do pracy, również w obsłudze naziemnej. Pamiętamy obrazy z największych lotnisk, takich jak Amsterdam-Schiphol czy Londyn-Heathrow i długie kolejki do kontroli bezpieczeństwa albo stosy opóźnionych walizek.
- Od półtora roku lotnictwo w Europie boryka się z ogromnymi problemami kadrowymi. Oczekiwania pracowników przekładają się na to, że próbują wymuszać na pracodawcach realizację swoich postulatów strajkami. A to uderza w regularność operacji lotniczych i czas obsługi na lotniskach - mówił w programie Money.pl Andrzej Kobielski, członek zarządu i dyrektor handlowy Enter Air.
To będzie trudne lato. Wizz Air przygotowuje się na zakłócenia
Prezes linii lotniczych Wizz Air uważa, że w tym sezonie letnim istotne będą dwa główne czynniki. - Sezon letni będzie wyzwaniem. Po pierwsze, widzimy strajki kontrolerów ruchu lotniczego we Francji, ale też w Niemczech i Grecji. Latem może być ich więcej. Po drugie, ze względu na wojnę w Ukrainie część przestrzeni powietrznej także w państwach ościennych jest zamknięta. Ruch przekierowano na inne trasy, przez co są one bardziej obciążone, a w efekcie także kontrolerzy - mówi money.pl Jozsef Varadi.
Zwraca uwagę, że wyszkolenie nowych kontrolerów ruchu lotniczego to proces trwający ponad dwa lata. Przez to nie tak łatwo uzupełnić braki kadrowe.
Ubiegły sezon letni pokazał, że szybko wróciliśmy do latania. Nie byliśmy jednak przygotowani na takie zakłócenia w ruchu. Teraz wiemy, co może się wydarzyć i będziemy lepiej przygotowani - stwierdza.
Wylicza, że zwiększono obsadę działów odpowiedzialnych za bieżące zarządzanie operacjami lotniczymi o 150 osób. Przewoźnik zaplanował też samoloty rezerwowe, by szybciej uzupełniać luki w razie awarii lub opóźnień. - Zakładamy też większe rezerwy personelu lotniczego i pokładowego. Chcemy uniknąć sytuacji, w której z powodu opóźnienia samolot w ogóle nie poleci, bo załodze skończył się określony prawem dobowy czas pracy - wyjaśnia CEO Wizz Aira.
Wylicza, że w pierwszych trzech miesiącach tego roku Wizz Air zrealizował na czas 99,8 proc. rozkładu lotów. - Latem ubiegłego roku ten wskaźnik wyniósł 94 proc. Czy tego lata poradzimy sobie perfekcyjnie? Nie. Ale jesteśmy lepiej przygotowani - podkreśla Varadi.
Opóźniony lub odwołany lot. O czym warto pamiętać?
Pasażerowie powinni wkalkulować w swoje plany ryzyko, że ich lot będzie opóźniony, odwołany albo że bagaż rejestrowany nie dotrze na czas. - Samoloty latają już prawie jak przed pandemią, a ludzi do pracy jest o połowę mniej - ostrzegał Andrzej Kobielski.
Warto pamiętać też o przepisach unijnego rozporządzenia 261/2004. Przyznaje ono pasażerom prawo do odszkodowania w razie opóźnionego lub odwołanego rejsu, albo w razie odmowy wpuszczenia na pokład (tzw. overbooking). Mowa o kwotach od 250 do 600 euro. Jednak uzyskanie tych pieniędzy od przewoźnika nie zawsze będzie łatwe.
- Rozporządzenie jest krótkie, ale orzecznictwo do tych przepisów to już encyklopedia. Trzeba zbadać dwie przesłanki: czy jest to przyczyna niezależna od przewoźnika i czy zrobił on wszystko, aby rejs mógł się odbyć - mówiła w programie Money.pl Renata Piwowarska, Rzecznik Praw Pasażerów przy Urzędzie Lotnictwa Cywilnego.
Przypominała też, że nawet jeśli lot został opóźniony lub odwołany z przyczyn od przewoźnika niezależnych, linia lotnicza ma obowiązek otoczyć pasażerów opieką. Obejmuje to m.in. posiłki i napoje adekwatne do czasu oczekiwania czy hotel, gdy wylot opóźnia się na następny dzień.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl