Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Niedawno Mateusz Morawiecki powiedział, że "Polacy wracają z zagranicy – zamiast uciekać na Zachód przed biedą i bezrobociem". - To jest prawdziwa miara sukcesu, a nie taka, której twórcy chwalą się 14-procentowym bezrobociem - podkreślał premier, nawiązując do okresu rządów PO. Faktem jest, że stopa rejestrowanego bezrobocia na poziomie 5 proc. (a według Eurostatu nawet 2,6 proc.) jest bardzo niska, praktycznie bezrobocia w Polsce nie ma.
Bezrobocie spadało zresztą od czasu wielkiego kryzysu finansowego, którego szczyt miał miejsce w 2012 r. (kryzys zadłużenia w Eurolandzie). Porównywanie tamtego okresu do tego, co działo się w latach 2015-2023, ma zdecydowanie mały sens. Wojna i pandemia nie doprowadziły do wybuchu bezrobocia po części dzięki tarczom ochronnym rządu (z pieniędzy podatników), ale przede wszystkim dlatego, że nasi przedsiębiorcy od zawsze cechują się dużą odpornością i potrafią sobie radzić z kryzysami. Radzą sobie nawet mimo, a nie dzięki pomocy rządu, czego doskonałym przykładem był niewypał zwany "Polskim Ładem".
Zarobki w Polsce. Czy Polacy faktycznie tak mocno się wzbogacili?
Faktem jest, że mediana płac w Polsce w tym okresie wzrosła o około 60 proc. (dokładne dane GUS opublikuje w końcu 2023 roku). Inflacja jednak w tym okresie zjadła około 50 proc., więc trudno powiedzieć, żeby przeciętny Polak poczuł wzrost zamożności. Porównywanie płacy średniej i minimalnej ma mały sens, bo po pierwsze one od dawna szybko rosną, a poza tym przynajmniej połowa pracujących Polaków nie mieści się w tych dwóch kategoriach. Oni pracują w mniejszych firmach, gdzie zarobki są inaczej kształtowane, a zbyt wysoka płaca minimalna zwiększa jedynie szarą strefę lub bezrobocie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co więcej, dane GUS zdecydowanie nie potwierdzają tezy o masowym powrocie Polaków do kraju. Jest wręcz odwrotnie. Konkret24 na podstawie danych GUS podaje, że "w latach 2016-2022 do Polski reemigrowało 70 663 naszych obywateli, a wyjechało 80 331, bilans migracyjny za ten okres był ujemy i wyniósł -9 668". Tak więc wyborcze przesłanie premiera nie pokrywa się z realiami.
Owszem, część Polaków wraca na przykład z Wielkiej Brytanii, gdzie przed brexitem najczęściej emigrowano w poszukiwaniu pracy. Tam minimalna płaca za godzinę to okolice 54 zł, co teoretycznie zachęca do wyjazdu. Jednak po brexicie "papierologia" konieczna przy zdobyciu legalnego zatrudnienia zniechęca do podejmowania pracy w Zjednoczonym Królestwie.
Poza tym gospodarka tam ma się coraz gorzej, a inflacja jest wysoka (okolice 7 proc., ale w cenach żywności zbliżona do naszej – około 18 proc.). Koszt wynajmu mieszkania szybko rośnie. "The Sun" informuje na przykład, że wynajem trzypokojowego domku w Cambridge kosztuje 1000 funtów miesięcznie. Jeśli więc ktoś ma rodzinę i musi mieć większy metraż, to nie ma tam czego szukać.
"Taka reemigracja nie będzie zasługą rządu"
Warto też spojrzeć na dane o zawieszanej działalności firm w Polsce. Przez pół roku działalność zawiesiło ponad 110 tys. firm. Jeśli tempo tego zawieszania się utrzyma do końca roku, to takich zawieszeń będzie o 30 proc. więcej niż w 2022 r. To zdecydowanie nie jest sukces rządu, a obawiam się, że w 2024 r., kiedy płaca minimalna wzrośnie o 20 proc., tych zawieszeń (lub nawet bankructw) będzie jeszcze więcej.
Czy w tym i przyszłym roku zobaczymy trend na reemigrację? Ja tego nie wykluczam, bo w Niemczech mamy ewidentną recesję, co wpływa negatywnie na całą strefę euro. Poza tym media donoszą o zwiększającym się napływie do Niemiec i innych krajów Unii pracowników ukraińskich, którzy są poważną konkurencją dla Polaków - są tańsi. Jednak taka reemigracja zdecydowanie nie będzie zasługą rządu.
Piotr Kuczyński, główny analityk domu inwestycyjnego Xelion