MAP w planie restrukturyzacji PGG zapisało zamknięcie trzech kopalń w Rudzie Śląskiej - Bielszowice, Halemba, Pokój. Zamknięta miała być również Kopalnia Wujek. Ten śmiały plan miał we wtorek w Katowicach na spotkaniu z górnikami zaprezentować minister Sasin.
Jednak, jak informowaliśmy w money.pl, szef MAP w rozmowach ze związkowcami zapewnił, że plan wymaga korekt i ostatecznie go nie przedstawił.
- To, że się wycofano z przedstawienia planu, jest wytłumaczalne, bo wyjście z takim programem z zaskoczenia było błędem. Nie można jednego dnia mamić górników, że będą zawsze mieli pracę, a potem bez porozumienia wychodzić z planem likwidacji miejsc pracy - mówi Janusz Steinhoff.
Szczery przekaz
Nasz rozmówca w latach 1998-2001 w rządzie AWS nadzorował program zamknięcia 23 kopalń. Z górnictwa dobrowolnie odeszło wtedy ok. 100 tys. osób. 37 tys.górników wzięło wtedy jednorazowe odprawy po średnio 37 tys. zł.
Jak podpowiada mu to trudne doświadczenie, w rozmowach z górnikami przede wszystkim trzeba stawiać na jasny, szczery przekaz.
- Nie zaklinaliśmy rzeczywistości mówiąc, że nie będzie likwidacji kopalń. Tymczasem obecny jak i poprzedni rząd koalicji PO-PSL idą w tym dialogu od ściany do ściany. Od malowania pięknej przyszłości, po odważne plany restrukturyzacji - mówi były wicepremier.
Dlatego zdaniem naszego rozmówcy, trzeba wreszcie postawić na konsekwencje.
- Złą robotę robią słowa członków rządu o tym, że górnictwo zawsze będzie miało nad sobą parasol ochronny, a węgla mamy na 200 lat. Ekonomia ma swoje prawa i konsekwencje. Nie da się przez kolejne dziesięciolecia wspierać górnictwa, tam gdzie ono jest nieefektywne. To kosztowne a poza tym niemożliwe w UE, gdzie nie można udzielać tak znaczącej pomocy publicznej - mówi ekspert BCC.
Niech żyje bal?
Steinhoff ocenie, że ten brak brak odpowiedzialności za słowa, może spowodować, że rządzącym trudno będzie się rozmawiało z górnikami.
- Wszystko nie może być podporządkowane celom politycznym. Górnikom trzeba mówić prawdę, a niestety ten dialog zbyt często przypomina bal na Titanicu - podsumowuje były wicepremier.
Nasz rozmówca rozumie, że rząd jest obecnie w trudnej sytuacji. Górnictwo jest w kryzysie, co próbuje się rekompensować wysokimi cenami polskiego węgla, ale to nie jest, jego zdaniem, rozwiązanie.
Węgiel z Mozambiku
- Cen węgla wzrosły w Polsce o 6 proc., a w tym samym czasie w Europie spadły o 36 proc. Stąd import. Można oczywiście wspierać rodzime firmy, ale przecież ważny jest rachunek ekonomiczny. Dlatego hałdy rodzimego, drogiego węgla są pełne i to się nie zmieni, bo koszty wydobycia, choćby ze względów geologicznych, mamy wysokie - ocenia Steinhoff.
W zeszłym roku Polska sprowadziła z zagranicy ok. 15 miliona ton węgla, wynika z danych Eurostatu. To sporo mniej niż w rekordowym 2018 r. - wtedy to było 19,3 mln tony. Jednak import był zdecydowanie większy niż w 2017 (niecałe 13 mln ton), nie wspominając już o wcześniejszych latach (po 8,3 mln ton w 2016 i 2015).
Eksperci radzą jednak, żeby do sprowadzanego węgla się przyzwyczaić. Dlaczego? Po prostu wydobycie węgla w Polsce nie opłaca się. W naszym kraju eksploatuje się głównie złoża z niskich poziomów, a to jest mniej efektywne i jego cena uwzględniająca koszty jest relatywnie wysoka.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie