Co prawda FED (amerykańska Rezerwa Federalna - przyp. red.) nie podniósł już stóp procentowych, ale z jego najnowszych projekcji wynika, że w grę wchodzić może jeszcze co najmniej jedna podwyżka do końca roku.
Obligacjom z pewnością nie pomaga też to, że Fed systematycznie odchudza swój portfel "skarbówek", skupywanych wcześniej masowo po wybuchu pandemii (co prawda nie sprzedaje ich, ale też nie reinwestuje środków z wykupywanych sukcesywnie serii). Nie pomaga też gigantyczny deficyt budżetowy USA, który trzeba będzie finansować za pomocą coraz większych emisji nowego długu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Efekt jest taki, że rentowność "krótszych" obligacji, z terminem wykupu za 2 lata, znalazła się wyraźnie powyżej 5 proc., atakując szczyty z lat 2006-07. Podążająca za nimi rentowność papierów z terminem wykupu za 10 lat zawędrowała w okolicę 4,5 proc., najwyżej od 2007 roku. Wzrost rentowności to automatycznie spadek cen obligacji, czyli straty dla obecnych posiadaczy tych aktywów. Z drugiej strony, im wyżej wędruje rentowność, tym atrakcyjniejsze są papiery skarbowe na przyszłość.
Co dalej z rentownością obligacji
Jak wysoko mogą jeszcze wspiąć się rentowności za oceanem? Jeżeli Fed miałby faktycznie podnieść jeszcze raz stopy, zapewne o 25 punktów bazowych, czyli do przedziału 5,50-5,75 proc., to zakładałbym, że rentowność 2-letnich papierów nie powinna znacząco przebić tych wartości.
A gdyby jednak Fed zrezygnował z następnej podwyżki, wzrost rentowności mógłby się zatrzymać wcześniej. Nasz wykres pokazuje, że ostatnia podwyżka w cyklu (XII 2018, VII 2006, V 2000) była już ostatnim akcentem w ramach obligacyjnej bessy (czyli wzrostu rentowności).
A trzeba przecież przyznać, że Fed zrobił już dużo w walce z inflacją, windując stopy procentowe z poziomu niemal zerowego do pułapu najwyższego od ponad dwóch dekad.