Aby powiedzieć coś więcej na temat wzajemnych relacji między akcjami i złotem, przyjrzałem się danym historycznym obejmującym ponad 1/3 wieku. Konkretnie od 1988 – to tego roku sięgają dane o indeksie S&P 500 w wersji Total Return, czyli uwzględniającej arcyważne w inwestowaniu dywidendy.
Pokusiłem się o prostą symulację – zbudowałem hipotetyczne portfele o różnych wagach złota i akcji (przywracanych do punktu wyjścia na koniec każdego roku). Wyniki tej symulacji zilustrowane są na wykresie. Jakie są praktyczne wnioski dla inwestorów?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Najwyższa historyczna stopa zwrotu
Pierwsza sprawa – amerykańskie akcje na długą metę, czyli na przestrzeni dekad, wygrywały ze złotem, jeśli chodzi o stopy zwrotu.
Najwyższą historyczną stopą zwrotu – ok. 11 proc. w skali roku – pochwalić się może portfel czysto akcyjny, czyli bez udziału złota, które z kolei przez cały ten okres dało zarobić nieco ponad 4 proc. w skali roku.
Ale czy to oznacza, że o złocie należy bezwarunkowo zapomnieć przy konstruowaniu portfela? Absolutnie nie.
Owszem, dodając kolejne porcje złota do portfela, inwestorzy musieli się liczyć historycznie z obniżeniem się stóp zwrotu, ale za to mogli jednocześnie za tę cenę obniżyć też zmienność wyników. I co bardzo ważne, zmniejszenie wahliwości (nieprzewidywalności) było nieproporcjonalnie większe niż zmniejszenie stopy zwrotu.
Sprawdźmy to na przykładzie.
Dodanie 25 proc. złota do akcji oznaczałoby co prawda spadek zysku o nieco ponad 1 pkt proc. w skali roku, ale jednocześnie zmienność mierzona przez tzw. odchylenie standardowe obniżyłaby się aż o ok. 3 pkt proc. w skali roku.
Lepszy stosunek zysku do ryzyka
Skąd bierze się ten tak pożądany przez inwestorów efekt? Z tego, że notowania akcji i złota poruszają się często zupełnie niezależnie od siebie. Kiedy któreś z tych aktywów przeżywa słabszy okres, drugie może akurat mieć lepsze chwile.
Ale ten wspaniały efekt działał tylko do pewnej granicy, tzn. do punktu, w którym udział złota w portfelu wynosił dokładnie 50 procent – to tutaj osiągnąć można było najniższą możliwą zmienność.
Przekroczenie tej granicy nie tylko nie dawało już żadnych korzyści, ale wręcz miało efekt odwrotny do zamierzonego – stopa zwrotu była coraz niższa, ale zmienność już nie tylko się nie zmniejszała, ale nawet była coraz wyższa. Lepiej nie przesadzać więc ze złotem.
Wszystkie kombinacje począwszy od zerowego do 50-procentowego udziału złota to tzw. portfele optymalne, a łącząca je linia to tzw. linia efektywna według teorii portfelowej.
Reasumując, historia jednoznacznie dowodzi, że dodanie porcji złota (maksymalnie 50 proc.) do amerykańskich akcji pozwala liczyć na dłuższą metę na lepszy stosunek zysku do ryzyka ("wygładzenie" wyników inwestycyjnych w porównaniu z samymi akcjami).
Tomasz Hońdo, starszy ekonomista Quercus TFI