Dla porządku - parlament nie ma zamiaru monetyzować nagłego wzrostu popularności transmisji z obrad. A dodajmy, że stały się na tyle interesujące dla Polaków, że niektórzy oglądają dyskusje w kinie. Komentatorzy twierdzą, że duży wpływ na to ma marszałek Sejmu Szymon Hołownia.
Wysoka oglądalność na YouTube oznacza, że twórca może więcej zarobić z reklam. Na jakie zarobki mógłby liczyć Sejm, gdyby nieoczekiwanie został youtuberem? Eksperci, z którymi rozmawiała "Rzeczpospolita" twierdzą, że "krocie".
- Gdyby Sejm włączył monetyzację (czyli możliwość puszczania reklam podczas odtwarzania wideo - przyp. red.), to zarobiłby na tym pieniądze. Ma sporo wyświetleń, więc można mówić o sumie nawet sześciocyfrowej miesięcznie: powyżej 100 tys. zł. Oczywiście pod warunkiem, że wyniki utrzymywałby się w dłuższym terminie – mówi "Rz" Wojciech Kardyś, ekspert komunikacji internetowej i mediów społecznościowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sejm youtuberem? Byłby jednym z najlepszych
Z wyliczeń ekspertów wynika, że Sejm - gdyby porzucił powagę instytucji i zaczął zarabiać na transmisjach - mógłby zaliczać się do najlepiej zarabiających youtuberów w Polsce. Zwłaszcza gdyby parlament poza serwisem YT zawarłby umowy na lokowanie produktu.
- Można przyjąć, że dla kanału o podobnych statystykach co Sejm RP rozmowa o lokowaniu zaczęłaby się od 25 tys. zł netto, a stworzenie filmu specjalnie dla klienta (przez Sejm - przyp. red.) od 40 tys. zł. Górna stawka mogłaby sięgać i kilkuset tysięcy zł - szacuje Mateusz Korowaj, menedżer agencji influencer marketingu Goat (część GroupM), w rozmowie z "Rz".
Pytanie tylko, jak długo Sejm utrzyma swoją popularność na YouTube. Poniedziałkowe obrady były wyjątkowe. Tego dnia expose wygłosił premier Mateusz Morawiecki, po czym nie otrzymał od posłów wotum zaufania, a na Prezesa Rady Ministrów został w głosowaniu wybrany Donald Tusk.