Referenda zostały zorganizowane przez separatystów okupowanych przez Rosję rejonów Ukrainy przy wydatnym wsparciu Kremla. Mowa o Doniecku, Ługańsku, Zaporożu i Chersonu. W oczach Zachodu i Ukrainy referenda te są nielegalne. Prezydent Biden nazwał je "oszustwem".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Głosowanie pod lufami
Jak czytamy w "Insider", na powierzchnię wypływają kolejne grzeszki rosyjskich separatystów. Służby bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) przechwyciły tajne dokumenty Rosjan. Wynika z nich, że w obwodzie donieckim separatyści planują umożliwić głosowanie nastolatkom w wieku 13-17 lat. Nieletnim mają towarzyszyć ich rodzice lub opiekunowie.
Kosztem głosów małoletnich, okupanci próbują sztucznie zwiększyć katastrofalnie niski poziom głosów w celu uprawomocnienia fałszywego referendum" - pisze SBU. Dodaje, że spodziewa się też innych fałszerstw. Z dokumentów wynika, że na listach uprawnionych do głosowania są osoby, które mieszkają w Rosji.
Wyborcom towarzyszą żołnierze. Z raportów mediów wynikało, że nie brakowało przypadków przymuszania do głosowania.
Sekretarz Generalny NATO Jens Stoltenberg również nie zostawił suchej nitki na rosyjskich referendach aneksyjnych. "Fałszywe referenda nie mają żadnej legitymacji i nie zmieniają charakteru wojny, agresji Rosji przeciwko Ukrainie. To dalsza eskalacja w wojnie Putina" - napisał.
Z kolei brytyjskie ministerstwo obrony doniosło, że referendum jest wyrazem rozpaczy w Rosji. Zostało ogłoszone w czasie udanej ukraińskiej kontrofensywy. Kreml liczy na to, że pozorne "wchłonięcie" ukraińskich obszarów zwiększy bezpieczeństwo wojsk i pozwoli kreować narrację o ataku na granice Rosji.