Od środy 2 września do 15 września nie polecimy bezpośrednio do Polski m.in. z Hiszpanii, Malty, do Czarnogóry czy Albanii. Z pewnymi wyjątkami. Zgodę na taki lot może wydać prezes Rady Ministrów. To jednak nie wszystko.
Nowe rozporządzenie, które wchodzi w życie 2 września, dopuszcza przylot z tych krajów, jeśli był on wyczarterowany przez organizatora turystyki lub podmiot działający na jego zlecenie jeszcze przed dniem wejścia w życie rozporządzenia.
Oznacza to, że połączenia czarterowe z tych państw są wyłączone spod nowych przepisów. Teoretycznie więc - jeśli biuro podróży zarezerwowało czartery jeszcze w sierpniu - nic się dla niego nie zmienia. Turyści mogą polecieć na wakacje i z nich wrócić. Tym bardziej że rozporządzenie dotyczy przylotów, a nie wylotów.
Nowe przepisy, chociaż są dużym sukcesem dużych biur podróży i cieszą głównie dużych touroperatorów, to są zdaniem tychże biur mocno spóźnione.
W wywiadzie dla fly4free.pl wiceprezes Itaki Piotr Henicz powiedział wprost: "Nawet jeśli możemy latać, to nie będziemy mieli kogo wozić. Na odbudowanie sprzedaży potrzeba nam kilku tygodni".
Wyjaśnił, że umieszczenie Hiszpanii na liście zakazów lotów spowodowało, że sprzedaż wakacji na tym kierunku właściwie zamarła.
Nowe przepisy nie podobają się też małym touroperatorom, którzy wykupili całe bloki biletów w tanich liniach lotniczych. Rejsowe samoloty takiej swobody jak czartery jednak nie mają. Przedstawiciele małego biznesu uważają, że rząd podzielił turystów na lepszych i gorszych.
"Co na to Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów? Jeden organizator - duży czarterujący samoloty - może prowadzić biznes, a drugi - mały, działający na lotach rejsowych - nie może. Czy to nie jest dyskryminacja i nieuczciwa konkurencja?" – pyta na branżowym forum Facebooka przedstawiciel małego biura podróży.
Inna właścicielka agencji podróży dodaje: "Cieszę się, że czartery polecą, tylko nie rozumiem, dlaczego one mogą, a rejsowe samoloty już nie? Pracuję tylko z rejsowymi liniami. Rząd jak zwykle ratuje tylko duże biura, a nas skazuje na wegetację".
Również Alina Dybaś z PremioTravel, która jest jednocześnie prezesem Otwartej Organizacji Turystycznej, nie kryje oburzenia decyzją rządu. Klienci jej biura nie polecą na Maltę, bo bilety kupiła im w liniach rejsowych. Natomiast klienci innych biur, którzy mają zarezerwowany tam czarter, mogą spać spokojnie - oni na wakacje polecą.
Ministerstwo chciało pomóc w powrotach
- Cieszymy się, że duże biura, które czarterują samoloty, będą mogły wysłać swoich turystów do państw objętych zakazem bezpośrednich lotów, ale my również chcielibyśmy pracować. Takie działania spowodują, że część naszych klientów odpłynie do innych touroperatorów. Nie rozumiem, czym różni się lot czarterowy od regularnego? W jednym samolocie wirus zaraża, a w innym już nie? - pyta retorycznie Dybaś.
Ministerstwo Infrastruktury, które stoi za rozporządzeniem, tłumaczy, że wyłączenie czarterów z zakazu lotów nastąpiło na wniosek minister rozwoju - Jadwigi Emilewicz.
Jak wyjaśnia rzecznik prasowy ministerstwa infrastruktury Szymon Huptyś, celem wprowadzonych zmian było umożliwienie powrotu do Polski osobom biorącym udział w imprezach turystycznych i przebywającym na terytorium państw, które zostaną objęte zakazami w ruchu lotniczym.
- Branża turystyczna zwróciła się do nas z prośbą o wyłączenie czarterów z rozporządzenia o zakazie lotów. Chodziło o to, by można było zwieźć ludzi od kraju - tłumaczy Rafał Szlachta, dyrektor Departamentu Turystyki w Ministerstwie Rozwoju.
Biura podróży wspólnie wynajmują samoloty. Rzadko który touroperator korzysta z linii regularnych.
Rekomendacja rządu: nie latajcie
Jak informuje biuro prasowe Ministerstwa Spraw Zagranicznych, rząd rekomenduje obywatelom powstrzymanie się od lotu do kraju, gdzie nastąpił wzrost zakażeń, ale nie może nikomu zabronić podroży tam.
W ubiegłym tygodniu touroperatorzy oraz organizacje branżowe poprosiły rząd o wsparcie. Wśród postulatów był też taki, by z zakazu lotów wyłączyć Wyspy Kanaryjskie, które są zamorską posiadłością Królestwa Hiszpanii. Wyspy znajdują się u wybrzeży Afryki, a liczba osób zakażonych koronawirusem jest tam dużo niższa niż w samej Hiszpanii.
Część biur zapowiedziała wówczas, że będzie występować do rządu o specjalne pozwolenia na loty czarterowe, tak by ich klienci mogli dokończyć wakacje bez przeszkód i nie wracać szybciej, czyli do 1 września, do kraju.
Duże biura podróży interweniowały również u władz Egiptu. Od wtorku w tamtejszych kurortach nad Morzem Czerwonym oraz Śródziemnym turystów zagranicznych miał bowiem zacząć obowiązywać test PCR. Miał być wykonywany do 72 godzin przed wylotem z Polski.
Touroperatorzy zaczęli więc odwoływać imprezy w Egipcie. To z kolei spowodowało, że strona egipska ostatecznie zgodziła się, by testy na obecność koronawirusa można było wykonać już po przylocie, na ich lotniskach. Koszt badania to ok. 20-30 USD.
Jak dowiedział się money.pl, w środę odbędzie się w Ministerstwie Rozwoju spotkanie z Ministrem Turystyki Egiptu i kwestia obowiązkowych testów dla naszych turystów ma być również poruszana. Niewykluczone, że zostaną one całkowicie zniesione dla Polaków.