Ukraińcy powoli przestają traktować Polskę jako miejsce do szybkiego zarobku. Coraz więcej obywateli tego kraju chce u nas zostać na dłużej - wynika z badań EWL S.A. i Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego.
W 2018 r. tylko 20 proc. Ukraińców pracujących w Polsce chciało zostać. W tegorocznym badaniu już 33 proc. Mało tego. Ok. 27 proc. z nich myśli o założeniu w Polsce własnej firmy. Nasi wschodni sąsiedzi cenią głównie wyższą jakość życia w Polsce i lepsze perspektywy dla swoich dzieci.
Co ich powstrzymuje, by znacząco i na stałe wzmocnić nasz rynek pracy? 75 proc. ukraińskich respondentów skarży się na przewlekłe i skomplikowane procedury administracyjne w Polsce. Trudno im się dziwić. Na zezwolenie na zatrudnienie obcokrajowca powinno się czekać 30 dni. Tak szybko to się jednak nigdzie nie odbywa, a normą są długie miesiące.
- Wszystko zależy od województwa. Najgorzej jest w dużych ośrodkach, gdzie Ukraińców jest najwięcej czyli np. w Warszawie, Szczecinie czy Wrocławiu. Obecnie najszybciej można to załatwić w 2,5 miesiąca, te negatywne rekordy to często pół roku. Dlatego mamy pootwierane firmy w różnych województwach i wnioskujemy o zezwolenie tam, gdzie idzie to najszybciej - mówi money.pl menadżer z jednej z firm pośredniczących w zatrudnianiu Ukraińców. Chce, zresztą jak pozostali nasi rozmówcy, zachować anonimowość. Nikt w tym biznesie nie chce władzy i urzędnikom nadepnąć na odcisk.
Metoda prób i błędów
Jak to robią? Skąd wiedza, że np. w Urzędzie Wojewódzkim w Poznaniu szybko da się to załatwić, a w innym będzie to długi proces?
- Metodą prób i błędów. Czasami udaje nam się czegoś dowiedzieć w trakcie mniej formalnych rozmów z urzędnikami. To jednak niełatwe, bo o dziwo sytuacja się zmienia, a informacje na ten temat bywają fałszywe. Kiedyś dużo firm wnioskowało w Opolu, ale teraz i tam długo się czeka i niektórzy atakują w Gdańsku - mówi nam pracownica jednej z firm pośredniczących, która zajmuje się tylko i wyłącznie zezwoleniami.
W jej ocenie problemem są nie tylko przepisy, ale i braki kadrowe w urzędach. - Z tego, co wiem, to nie zarabiają tam najlepiej, a pracy jest multum. Częściej więc ludzie się z tych urzędów zwalniają niż zatrudniają - dodaje. Rzeczywiście, armia blisko stu tysięcy urzędników w całej Polsce zarabia nie więcej niż 1,9 tys. zł na rękę. Można więc zrozumieć kłopoty z kadrą.
Problemy z kontaktem
Nasz rozmówca z innej firmy pośredniczącej zwraca uwagę na kolejny problem.
- Szybciej by to szlo, gdyby można było się normalnie z tymi urzędnikami kontaktować, wyjaśniać wątpliwości, dowiadywać. Jednak problem z dodzwonieniem się jest absolutną normą. Ja wiem, że oni nie mają na to czasu, ale jak to się nie zmieni, to nie przyspieszymy, a firmy czekają na tych pracowników - mówi menadżer pracujący dla pośrednika, który również z nazwy nie chce być wymieniany w tekście.
Jego firma również radzi sobie z systemem przez tworzenie spółek w różnych miastach wojewódzkich kraju. Jest to możliwe, bo przy załatwianiu pozwolenia liczy się adres firmy pośredniczącej, a nie zakładu pracy, gdzie obcokrajowiec ostatecznie trafi.
Jak się zatem okazuje, prowadzenie działalności w co najmniej kilku województwach pomaga nieco sprawniej rekrutować pracowników. Jednak to nie pośrednicy powinni próbować coś zrobić z przewlekłością postępowań. Poprosiliśmy ministerstwo pracy o odpowiedź na pytanie, jak zamierza doprowadzić do skrócenia czasu oczekiwania na stosowne zezwolenia.
Do czasu opublikowania tego artykułu, nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Bez niej jednak wiadomo, że nie będzie łatwo usprawnić procedury i nie pomagają nawet pozytywne dla Ukraińców wyroki sądów.
Kosztowna opieszałość
Jak wynika z raportu NIK, w sądach czeka bowiem blisko 200 skarg przeciw urzędom wojewódzkim.
Wszystkie związane są z bezczynnością wojewodów lub przewlekłym prowadzeniem postępowań o zezwolenia na pobyt czasowy i pracę. Sądy wydały już przeszło sto wyroków w podobnych sprawach. W ich wyniku cudzoziemcy, głównie Ukraińcy, otrzymali już 196 tys. zł rekompensat.
- Najgorsze jest to, że znów ktoś może powiedzieć, że polskie firmy kombinują, tworząc spółki w różnych województwach. Rzecz jednak w tym, że one przyspieszają ten proces. Obecnemu rządowi na tym nie zależy - mówi Daniel Dziewit, założyciel portalu Pracadlaukrainy.pl, kojarzącego pracowników z Ukrainy z polskimi pracodawcami.
- Procedury miały być szybsze po nowelizacji z 2018 r. Tak się jednak nie stało. W tym roku też dokonano kilku drobnych zmian w ustawie o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Żadna jednak nie dotyczyła tych procedur - dodaje. Wszystko to przy tak licznych i częstych sygnałach od przedsiębiorców w sprawie przepisów dotyczących zatrudniania obcokrajowców.
Warto również pamiętać, że od stycznia 2020 r. wchodzą w życie nowe przepisy dotyczące pracy obcokrajowców w Niemczech. Większe otwarcie się naszego zachodniego sąsiada na pracowników z Ukrainy w zestawieniu z naszymi długotrwałymi procedurami może spowodować, że Ukraińcy pojadą dalej na zachód.
Zdaniem ekspertów po otwarciu rynku przez Niemcy 25 proc. pracujących w Polsce Ukraińców opuści kraj. Dlatego trzeba działać. Na razie robią to głównie pośrednicy na rynku pracy.
- Firmy szukają sposobów, by móc realizować zlecenia i chwytają się różnych mechanizmów, które mogą przyspieszyć proces zatrudniania obcokrajowców. Nie ma się co im dziwić, jeśli nie ma pracowników z Polski, którzy mogą to zrobić. Tonący brzytwy się chwyta - mówi Dziewit.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl