Nie jest jednak jedyny. szefostwo firmy pobrało od 2014 r. 20 mln funtów. To około 100 mln zł. Upadek 178-letniej firmy turystycznej wywołał niemały wstrząs. Za granicą zostało 150 tysięcy Brytyjczyków, których Thomas Cook wysłał na wakacje. Powroty turystów są pół żartem nazywane największą brytyjską repatriacją czasów pokoju. Perturbacje wywołane upadkiem Thomasa Cooka odczuliśmy także w Polsce - niewypłacalność ogłosił Neckermann Polska, kiedy poza granicami kraju było około 3,6 tys. jego klientów.
Nad zarządem Thomasa Cooka zbierają się ciemne chmury. Minister biznesu w rządzie Borisa Johnsona Andrea Leadsom nakazała sprawdzenie, czy ich działania wywołały szkody w systemie emerytalnym. Jej szef Boris Johnson zastanawiał się publicznie, czy prezesi powinni sobie wypłacać "spore sumy", podczas gdy ich firma idzie na dno. Natomiast Rachel Reeves, przewodnicząca parlamentarnej komisja ds. Biznesu powiedziała, że "opinia publiczna była przerażona, że kiedy firma zmierzyła się z kłopotami, jej szefowie napychali sobie kieszenie". Sam upadek firmy nazwała "żałosną opowieścią o korporacyjnej chciwości".
Peter Fankhauser powiedział "Daily Mail", że nie czuje się "tłustym kocurem", jakim jest przedstawiany. Zastrzegł, że w tym miesiącu nie zarobił ani pensa i nie obawia się dochodzenia w sprawie swoich poborów. Natomiast około połowa jego wynagrodzenia, czyli około 4 milionów funtów, miała formę wypłat akcji - wywodził. Teraz i tak są one bezwartościowe, ponieważ nie sprzedał ich przed likwidacją Thomasa Cooka 23 września.
Prezes opowiedział też o samej likwidacji firmy. Przed spotkaniem z personelem miał spać tylko kilka godzin. Jak mówił, bał się rozmawiać ze zwalnianymi pracownikami, ale czuł, że to jego obowiązek. - Starałem się nie rozpłakać - powiedział. - Ale to łamało mi serce - dodał.
- Robiłem wszystko, by uratować firmę - powiedział i dodał, że rozumie wściekłość i rozżalenie pracowników i klientów. - Czy mogłem zrobić coś inaczej? Zupełnie inaczej? Nie - podsumował.