Rząd musi szukać oszczędności. Najłatwiej – kosztem swoich pracowników, czyli urzędników. Ci nadali już projektowi nazwę, która, choć krótka, idealnie oddaje ducha, w jakim to szukanie oszczędności się odbędzie: "urzędnik minus".
I to ogromny minus, bo stracą na wszystkich polach. Z projektu ustawy o szczególnych rozwiązaniach służących realizacji ustawy budżetowej na rok 2021 wynika, że żadnych podwyżek nie będzie. Nie oznacza to, że będą zarabiać tyle, co obecnie. W przyszłym roku znikną obligatoryjnie wypłacane nagrody uznaniowe. To oznacza, że urzędnicy dostaną mocno po kieszeni. Dziś w niektórych urzędach taka premia uznaniowa wypłacana jest co kwartał i wynosi średnio kilkaset złotych – wylicza "Gazeta Wyborcza".
- U nas każdy dostaje co kwartał nagrodę, która wynosi 5 proc. pensji. Wychodzi ok. 200-500 zł. Przy niewielkich pensjach to istotny składnik wynagrodzenia. To spowoduje frustrację ludzi – przyznał rozmówca "GW".
Pewna forma nagród zostaje. W nowych warunkach będą one przyznawane "za szczególne osiągnięcia czy zachowania" i wypłacane ze środków będących w dyspozycji kierowników jednostek w funduszu wynagrodzeń, a które z przyczyn obiektywnych nie zostały wydatkowane (przebywanie na zwolnieniach, urlopach wychowawczych czy z pochodzące z wakatów)" - czytamy w projekcie ustawy.
Urzędnicy zakładają, że teraz będą one przysługiwały tylko "swoim".
Ujmijmy to ironicznie: nie wszyscy urzędnicy będą musieli nauczyć się żyć z mniejszym wynagrodzeniem. Wielu będzie musiało szukać nowej pracy, bo w październiku ministerstwa, ZUS, Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego i Narodowego Funduszu Zdrowia zaczną wręczać zwolnienia. W pierwszej kolejności kartony spakują pracownicy, którzy nabyli już prawo do emerytury.
Wprawdzie zwolnienia mają być przeprowadzane na podstawie przepisów o zwolnieniach grupowych, ale w tarczach antykryzysowych rząd tak zmienił te przepisy, że w praktyce okresy wypowiedzenia zostaną skrócone, a odprawy niższe niż przed kryzysem.