Rowerki austriackiej firmy woom święcą w ostatnich latach triumfy. Rozsławiają je na blogach i forach internetowych rodzice, którzy doceniają je za jakość i wagę. To właśnie ta ostatnia sprawia, że rodzice są w stanie wydać od 1,4 do nawet 4,5 tys. zł za rower dla dziecka.
Rowerki woom dla 3-4,5-latków ważą 5 kg, dla starszych dzieci – 8,7-10 kg. Dla porównania większość rowerów dostępnych na rynku jest o około 5 kg cięższych. To robi różnicę. – Wielu rodziców szuka dla dziecka rowerka lekkiego, wysokiej klasy, bo nie wyobraża sobie, by miało się przesiąść z rowerka biegowego, ważącego 2-3 kg, na rower ważący 10 kg – tłumaczy duże zainteresowanie ofertą Piotr Jarosławski z woom Polska.
Jak dodaje, na lekkim rowerze dziecku jest dużo wygodniej jeździć, łatwiej się pedałuje i zatrzymuje.
W kolejce po rower
Chętni odbijają się jednak od drzwi. W sklepie woom pustki. Kiedy sprawdzamy, dostępne są tylko trzy dwa modele dla starszych dzieciaków w cenie 4,5 tys. zł oraz, bagatela, ponad 12 tys. zł. Tańszych nie ma. Dlaczego?
Jak mówi Piotr Jarosławki, na braki wpływa z jednej strony duże zapotrzebowanie na rowery, z drugiej problem z dostępnością części, co uniemożliwia przyspieszenie produkcji. – Na tak duże zainteresowanie rowerami nikt nie był gotowy, nie były gotowe też fabryki – twierdzi. Woom spodziewa się zatowarowania dopiero w wakacje lub nawet tuż po nich.
– Mamy sporo klientów, którzy od początku roku czekają na produkty. Prowadzimy zapisy przez stronę i gdy mamy dostępne rowery, wysyłamy klientom powiadomienia. Obecne dostawy, które do nas docierają, to to, co powinniśmy dostać w styczniu lub lutym. Te dostawy są przygotowane pod zapotrzebowanie rynku w zimę. Nie ma możliwości dostać produktu tu i teraz – mówi Piotr Jarosławski.
Zarobić na niedostępności
Na problemach rynku korzystają osoby, które posiadają używane rowery. Próbują sprzedać je drożej niż kupiły. Na serwisach ogłoszeniowych nie brakuje rowerków wystawionych o 200-300 zł niż oficjalnym sklepie. Drożej, za to od ręki. Sprawa dotyczy nie tylko nowego sprzętu, bywa, że i używanego.
Handel używanymi rowerami kwietnie na portalach ogłoszeniowych i grupach facebookowych. Na używanym rowerze można dzisiaj zarobić, a przynajmniej nie stracić. Ceny trzyma zwłaszcza sprzęt rowery. Trudno się dziwić. Rower dla małego dziecka wystarcza na rok, dwa, potem trzeba go wymienić na większy. A sprzęt może być niezniszczony, czasem wręcz jak nowy i trudno oddawać za grosze.
Nie tylko jednak rowerki woom cieszą się zainteresowaniem. Na rynku występuje powszechny problem z dostępnością rowerów. Dotyczy to nie tylko rowerów dziecięcych, ale rowerów w ogóle. – Rowerów jest mniej niż chętnych i wynika to z kilku powodów. Rower zyskuje na popularności – w czasie epidemii jest jednym z najbezpieczniejszych środków transportu, bo pozwala nam zachować dystans. Ludzie są też spragnieni ruchu, a rowerem można dojechać do pracy, szkoły, żłobka czy przedszkola – wymienia Mateusz Pytko, dyrektor biura Polskiego Stowarzyszenia Rowerowego.
Za braki na rynku odpowiada pandemia. – Fabryki azjatyckie długo miały przestoje, wiele z nich nie otworzyło się ponownie. Innym problemem jest dostępność materiałów. Statki nie pływały, więc materiały nie przychodziły. Nastąpił też gwałtowny wzrost cen, wywołany rekordowymi podwyżkami stali i aluminium – zwraca uwagę Mateusz Pytko.
Z powodu braku rowerów część sklepów decyduje się na skupowanie używanych modeli, by odpowiedzieć na zapotrzebowanie klientów. Sieć sklepów Airbike już na kilka lat przed pandemią skupywała używane. Teraz, gdy na rynku nowych rowerów są braki, te używane znacznie bardziej widać. Jak to działa? W sklepie istnieje opcja wymiany starego roweru na nowy – stary zostawiany jest wówczas w rozliczeniu.
W oczekiwaniu na części
Problem jest nie tylko z kupnem, ale i naprawą rowerów. – Ani producenci, ani detaliści nie mają części do rowerów. W serwisach niektóre części, jak na przykład napędu, są bardzo pożądane – mówi Mateusz Pytko z Polskiego Stowarzyszenia Rowerowego.
Kiedy możemy spodziewać się ustabilizowania sytuacji na rynku rowerów? – Nieprędko. Sytuacja jest złożona, to nie jest kwestia Polski czy Europy, to kwestia ogólnoświatowa. Zapotrzebowanie na rower jest zauważalne na całym świecie. Nacje, które dotąd traktowały rower po macoszemu, nagle się na niego przesiadły. Na rower coraz chętniej wsiadają Amerykanie, Australijczycy – dotąd dwa kółka nie były tam popularne jako środek transportu – tłumaczy Mateusz Pytko.
Przypomina, że wpływ na popularność roweru ma nie tylko pandemia. – Chodzi też o kwestię coraz bardziej rozwijającej się elektromobilności oraz niskoemisyjności. W te tematy doskonale wpisuje się rower elektryczny. Coraz częściej mówi się o konieczności ograniczania poziomu spalin czy zanieczyszczeń w miastach. Dlatego rower zyskuje na popularności – mówi.
Zdaniem Mateusza Pytko sytuacja na rynku może ustabilizować się dopiero za dwa sezony. – Okres oczekiwania na poszczególne komponenty rowerowe, który wynosił 60-90, czasami 120 dni, dzisiaj wynosi 300-360 dni. Prawie rok oczekiwania na części, oznacza dla niektórych stracony sezon, a być może nawet dwa – mówi Pytko.