Jak donosi dziennik, inwestycja w Jaworznie miała być "kołem zamachowym dla Śląska i dumą posła ze Śląska Mateusza Morawieckiego". Jednak według raportu NIK w ciągu sześciu lat działalności powołanej w tym celu w 2016 roku spółki Electro Mobility Poland sprowadziła się do badań marketingowych rynku, poszukiwania partnera biznesowego, konkursu na wizualizację nadwozia izery i tworzeniu projektów. Za to zarobki w spółce były spore - członek zarządu dostawał miesięcznie 66 tys. zł wynagrodzenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Electro Mobility Poland generowała coraz większe straty, ostatni zastrzyk finansowy z budżetu państwa pozwolił jej na zakup gruntu w Jaworznie pod budowę fabryki. Łącznie na izery wydano dotąd 500 milionów złotych.
Zdaniem "Faktu", w izery "święcie wierzy" prezydent Jaworzna Paweł Silbert i "kieruje dramatyczne apele do rządu o kontynuowanie inwestycji". Na razie miasto buduje drogę do fabryki, której nie ma.
Profesor Bogdan Łazarz z Politechniki Śląskiej jest bardziej sceptycznie nastawiony do tej inwestycji.
Polacy najchętniej kupują pojazdy używane, co oczywiście jest związane z ceną, a rynek używanych samochodów elektrycznych jest jeszcze zbyt płytki i są one dość drogie, więc rozwój elektromobilności nie następuje tak szybko, jak mogłoby to wynikać z deklaracji i oczekiwań - ocenił prof. Łazarz.
Izera pod nadzorem resortu Borysa Budki. Decyzji nie ma
- Izera jest projektem o solidnych fundamentach biznesowych, możliwym do realizacji w zaplanowanym czasie - powiedział dziennikowi Paweł Tomaszek, dyrektor ds. komunikacji EMP.
Rząd nie podjął jeszcze decyzji ws. przyszłości Izery - wynika z informacji money.pl. money.pl. Nadzór nad nią trafił do resortu kierowanego przez Borysa Budkę, który ostatnio nazwał ten projekt "jednym z wielu kłamstw Mateusza Morawieckiego". Zapowiadany audyt zaczął się dopiero w marcu.