Klimat się zmienia, a susze, które jeszcze w latach 80. występowały w Polsce średnio co pięć lat, obecnie dotykają nas każdego roku. Poziomy rzek opadają, podobnie wód gruntowych. Studnie wysychają, a gminy nakładają ograniczenia w poborze wody z sieci wodociągowych.
Obecnie, jak wynika z mapy opartej na wyliczeniach eksperckiego bloga Świat Wody, już w 244 gminach w całej Polsce pojawiły się apele o oszczędzanie wody i zakazy podlewania trawników i ogródków. Nie można też napełniać basenów i oczek wodnych czy myć samochodów.
Wodni złodzieje w akcji
Okazuje, że to, co wydawało nam się futurologią, dziś się urzeczywistnia. Woda słodka staje się towarem deficytowym również w Polsce. Jak ostrzegał w programie "Money. To się liczy" prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie Przemysław Daca, mamy jej tyle, co kraje afrykańskie. Nasila się więc i proceder jej kradzieży.
- Mamy rozplombowane hydranty, z których ktoś pobiera znaczne ilości wody. Co miesiąc widzimy te ubytki w sprawozdaniach - przyznaje w rozmowie z money.pl Bogusław Czop, prezes Międzyrzeckiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji Spółka z o.o.
- Część ubytku stanowią awarie i okresowe przepłukiwania sieci czy filtrów. Jednak kiedy mamy ponad 20 proc. strat wody, to jest to nieakceptowalne. A w ostatnim czasie przekraczamy ten stan - przyznaje szef międzyrzeckiego MPWiK.
Jak wyjaśnia, głównie ma to miejsce wieczorami. Dlatego też wysyłane są specjalne patrole, które sprawdzają ujęcia wody. Mimo tego, jak przyznaje, złapać złodzieja nie jest łatwo.
- Takie kradzieże są trudne do wykrycia. Szacujemy, że wyłapujemy około 25-30 proc. kradzieży. To niewielka skuteczność - przyznaje w rozmowie z money.pl Artur Kuczyński, burmistrz Szczuczyna. Jak duży to proceder? - Nawet do 30 proc. wody, która wychodzi z sieci miejskich, jest pobierana pozalicznikowo - dodaje.
Kto kradnie? Najczęściej sami mieszkańcy. - To zwykle pobór na posesjach. Czasem z sąsiedniego hydrantu na wsi. Metody są różne. Stosowanie magnesów na liczniki, obejścia, czasem również właśnie zerwanie plomb i pobór z hydrantów - wylicza Kuczyński.
Takich przypadków w Polsce jest znacznie więcej i pojawiają się od lat cyklicznie. Przykład? W połowie czerwca burmistrz Wyśmierzyc w powiecie białobrzeskim sam ustalił nagrodę za pomoc w ujęciu złodzieja wody, o czym donosiło radio RDC. Ostrzeżenia przed kradzieżą wody wydawały wcześniej choćby wodociągi leszczyńskie, podobnie te w Piasecznie czy w gminie Łukowica w Małopolsce.
- Niestety kradzieże wody powtarzają się sezonowo. Nasila się to zwłaszcza latem, kiedy zaczyna się podlewanie ogrodów, działek, pól, napełnianie ogrodowych basenów - przyznaje prezes międzyrzeckiego MPWiK Bogusław Czop.
Kara to nawet 5 tys. zł
Nielegalny pobór wody jest wykroczeniem zagrożonym karą grzywny do 5 tys. zł. Czy to dużo, aby odstraszać złodziei?
- Jeśli średni rachunek kwartalny za wodę to około 120 zł, to kara 5 tys. powinna być dość skutecznym rozwiązaniem - mówi burmistrz Szczuczyna. Jednocześnie przyznaje, że pewnego roku jeden z mieszkańców został złapany dwukrotnie.
MPWiK w Leszczynie również za przykład podawało wyrok Sądu Rejonowego w Lesznie w sprawie kradzieży wody z przydrożnego hydrantu w Wilkowicach. Sprawcy wymierzono karę w postaci prac społecznych w wymiarze 30 godzin w ciągu miesiąca oraz finansową - pokrycie kosztów za ukradzioną wodę.
- Robimy, co możemy, aby ten proceder ukrócić - zapewnia Bogusław Czop. Jak podkreśla, gminy aktywnie przyłączają się do walki z tą patologią.
- Zmieniliśmy liczniki na takie z tworzywa PCV, odporne na sztuczki z magnesem. Wprowadzamy również specjalne liczniki z odczytem zdalnym, które pozwalają wykryć nieprawidłowości na bieżąco - wylicza Artur Kuczyński.
Jak przyznaje, pomocni w walce z tą patologią są również sami mieszkańcy, którzy są świadomi, że takie kradzieże odbywają się również ich kosztem. I chodzi nie tylko o kwestię tego, że za ubytki zapłacą wszyscy w rachunkach za metr sześcienny wody.
- Zdarza się też, że ktoś podłącza się i czerpie wodę z miejskiej sieci pozalicznikowo w dużych ilościach. Ciśnienie w sieci momentalnie spada, a stacje uzdatniania wody awaryjnie się wyłączają. W efekcie nikt nie ma wody w kranach - wyjaśnia burmistrz Szczuczyna.