Decyzja o budowie zapory wynikała z kryzysu migracyjnego, który jesienią ubiegłego roku sztucznie wywołała reżim Aleksandra Łukaszenki. Białoruś oszukiwała mieszkańców Bliskiego Wschodu, obiecując im, że po podróży do Mińska bez problemów zostaną przetransportowani przez Polskę do Niemiec. Skończyło się na tym, że osoby np. szukające ucieczki przed wojną w Syrii, musiały zimą koczować na granicy.
Rząd w odpowiedzi na działania Łukaszenki odpowiedział planami budowy długiej na 187 kilometry zapory na granicy z Białorusią. Budowa rozpoczęła się 25 stycznia. Zakończyć ma do 23 lipca. Trwają prace na ostatnich dwóch kilometrach - informuje rzeczniczka Straży Granicznej.
Jeśli faktycznie tak się stanie, zapora będzie postawiona z trzytygodniowym poślizgiem. Przypomnijmy, że inwestycja miała być zrealizowana do końca czerwca. SG opóźnienie tłumaczy "skrajnie trudnymi warunkami gruntowymi".
"Mur" na granicy z Białorusią oraz bariera elektroniczna
Oprócz wysokiej na pięć metrów zapory fizycznej ze stalowych przęseł, na granicy z Białorusią powstaje również bariera elektroniczna, która zabezpieczy łącznie 202 kilometrów. Ta ma być gotowa do połowy września.
Zapora elektroniczna będzie miała kilka linii detekcji: kabel na zaporze, pod gruntem (aby wykrywać drgania) oraz system wizyjny na słupach co 100 metrów wzdłuż linii granicy z kamerami dziennymi, kamerami termowizyjnymi w systemie podczerwieni.
Koszt całej inwestycji - postawienia bariery fizycznej i elektronicznej - to razem 1,6 mld złotych.