Tegoroczną waloryzację emerytur i rent czas rozpocząć. Pierwsze podniesienia wypłaty z ZUS już powędrowały do seniorów. Blisko milion osób już zobaczyło, że - na konto lub w przekazie pocztowym - dostaje więcej. Kolejne transze powędrują 6, 10, 15, 20 i 25 marca. To standardowe terminy przelewów z ZUS.
Podwyżka? 3,56 proc. świadczenia z pewną gwarancją - co najmniej 70 zł (w przypadku emerytur, emerytur pomostowych, rent z tytułu całkowitej niezdolności do pracy oraz rent rodzinnych)
.
Teoretycznie emeryci nie dostaną podwyżki mniejszej niż 70 zł. Teoretycznie, bo waloryzacja gwarantowana wcale nie jest taka gwarantowana. Zgodnie z przepisami ominie sporą grupę seniorów. Dostaną mniej i nic z tym nie zrobią. Nie pomogą protesty, nie pomogą wizyty w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych.
Jak wynika z analizy money.pl, w sumie ponad 220 tys. seniorów nie załapie się na waloryzację, którą politycy nazywają "pewną", "gwarantowaną", "minimalną".
Dlaczego? Na gwarantowane 70 zł podwyżki co miesiąc nie mają szans ci, których emerytura na dzień 29 lutego 2020 roku wynosiła mniej niż 1,1 tys. złotych - czyli nie miała gwarancji podwyższenia do tzw. świadczenia najniższego (do 1,2 tys. zł). Miałeś mniej? Masz problem. Większość seniorów oczywiście dostanie wspomniane pieniądze. Grupa, która ich nie dostanie jest jednak spora. To blisko 5 proc. emerytów z ZUS.
Już teraz 70 zł nie zobaczy ponad 200 tys. osób. Tyle, ile mieszka w Toruniu, Sosnowcu lub Kielcach. I tak około 50 tys. seniorów dostanie waloryzację wartą maksymalnie 21 zł. Na tyle załapią się ci, którzy mają co miesiąc świadczenie w wysokości do 600 zł. Kolejne 100 tys. seniorów dostanie od 21 zł do 28 zł, i to brutto - na rękę będzie to jeszcze mniej. To ci, którzy co miesiąc widzą od 600 do 800 zł emerytury. I kolejna - podobna liczbowo grupa - otrzymująca świadczenia w przedziale od 800 do 1 tys. zł - dostaną od 28 do 35 zł więcej.
W sumie problem dotyczy wszystkich tych, którzy mają świadczenie niższe niż minimalna emerytura. A tych z roku na rok przybywa. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, które odpowiada za mechanizm waloryzacji, prędzej czy później problemem będzie musiało się zająć.
- Gwarantowana waloryzacja na poziomie co najmniej 70 zł obejmie tylko tych, którzy otrzymują co najmniej emeryturę minimalną. To oznacza, że każdy emeryt, który otrzymywał emeryturę niższą, nie dostanie już takiej podwyżki. Jego świadczenie wzrośnie procentowo. I często o mniejszą wartość - potwierdza w rozmowie z money.pl Oskar Sobolewski, ekspert Instytutu Emerytalnego.
Jak podkreśla, wprowadza to sporo zamieszania. Przykład? Senior, który otrzymywał 1 tys. zł emerytury brutto, może liczyć na 35 zł podwyżki. Z kolei senior, którzy miał 1,1 tys. zł emerytury brutto, dostanie dokładnie 100 zł - bo łapie się na podwyżkę emerytury minimalnej. Senior ze świadczeniem 1,2 tys. zł dostanie już z kolei gwarantowane 70 zł.
- Jeszcze mniejszą podwyżkę otrzyma osoba, której emerytura wynosi 50 zł, otrzyma bowiem od marca dokładnie 51 zł 78 groszy - dodaje Sobolewski. I potwierdza to sam Zakład Ubezpieczeń Społecznych. ZUS nie ma wyjścia, bo takie są przepisy. Obowiązują w tym samym brzmieniu drugi rok z rzędu.
Ekspert Instytutu Emerytalnego zwraca uwagę, że zgodnie z obowiązującymi przepisami wszystkie niskie świadczenia muszą zostać wypłacone. I te warte kilka złotych, i te warte kilkadziesiąt tysięcy złotych. I wszystkie muszą być waloryzowane. Ale to już od rządzących zależy, komu zagwarantują to, co sami nazywają gwarantowanym.
Jak wynika z szacunków money.pl, gdyby rząd chciał zadbać o najgorzej opłacanych seniorów, musiałby wyłożyć zaledwie o 210 mln zł więcej w ciągu roku. To sprawiłoby, że ci, którzy dziś dostają kilka groszy emerytury, dostawaliby 70 zł przez cały rok. Wciąż musieliby sobie poradzić za 840 zł rocznie, ale byłaby to dla nich gigantyczna zmiana. Pocieszeniem może być fakt, że załapią się na 13. i 14. emeryturę. Tutaj wystarczy samo prawo do świadczenia, nie jest ważna kwota.
- O ile jest to emerytura w wysokości kilkuset złotych, to można ją jeszcze faktycznie nazywać świadczeniem na starsze lata. Kilkadziesiąt złotych trudno z kolei nazwać nawet "emeryturą" - mówi Sobolewski. Dlatego postuluje, by sprawę tak zwanych groszowych emerytur w końcu rozwiązać.
- Państwo powinno systemowo spojrzeć na najniższe emerytury i zdecydować, gdzie jest granica, poniżej której nie opłaca się już dokonywanie comiesięcznych przelewów. Z perspektywy systemu należy zrezygnować z wypłaty najniższych świadczeń na rzecz jednorazowego przelewu całości zgromadzonych środków - dodaje.
Od lat postuluje to prof. Gertruda Uścińska, szefowa Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. - Obsługa wniosku o przyznanie świadczenia w wysokości 5 tys. zł, 2 tys. zł i 4 groszy miesięcznie kosztuje tyle samo, czyli około 100–150 zł. Nikt takich szacunków wcześniej nie przeprowadzał, ale po przyjściu do ZUS w 2016 roku doprowadziłam do policzenia tego – tłumaczyła w wywiadzie dla money.pl.
- Są więc emerytury, które więcej kosztują państwo, niż wynosi ich wartość. Rocznie wydajemy więc kilkadziesiąt milionów złotych na obsługę świadczeń, których wartość wynosi mniej niż koszty administracyjne – dodawała. I podkreślała, że " jest to dyskusja o przyszłości i przyszłych uprawnieniach, a nie o teraźniejszości i świadczeniach już wypłacanych". - Nie ma mowy, by ktoś stracił świadczenie. Nic takiego nie może mieć miejsca - mówiła.