Zamieszanie na tym odcinku A1 to pokłosie zerwanych kontraktów z konsorcjum firm z Salini Polska w roli lidera.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad wielokrotnie wzywała generalnego wykonawcę do powrotu na budowę i prowadzenia robót zgodnie z kontraktem, to się jednak nie stało. Salini domagała się więcej pieniędzy, powołując się na wzrost cen i kosztów pracy.
Ostatecznie wykonawca zszedł z budowy pod koniec kwietnia, a GDDKiA zerwała umowę. Problem pozostał, trasę trzeba bowiem dokończyć, a propozycje z przetargu znacznie przekraczają budżet GDDKiA. Najtańsza z nich opiewa na 434 mln zł, z kolei Dyrekcja ma zaledwie 290 mln.
Obejrzyj: Podatek handlowy? Nie łudźmy się: będzie drożej
Właśnie dlatego trzeba było zwiększyć finansowanie.
"Działania inwestora skupiają się obecnie na jak najszybszym udostępnieniu kierowcom ciągu głównego autostrady (do końca 2019 r.), z uwagi na jego newralgiczne położenie, między odcinkami A1, których budowa w najbliższym czasie zostanie zakończona" - czytamy w komunikacie resortu infrastruktury.
Jak podkreśla ministerstwo, odcinek pełni kluczową rolę dla niemal całej południowej Polski. Stąd zgoda ministra na wzrost wartości kosztorysowej.
"Analizy ekonomiczne wykazały, że roczne straty społeczne, wynikające z opóźnienia budowy A1, są szacowane na ok. 225 mln zł. Pomimo wzrostu wartości kontraktu, kwota na jego realizację jedynie o ok. 13 proc. przekroczy kosztorys GDDKiA z 2015 roku" - informuje ministerstwo w komunikacie.
Jednocześnie resort zapewnia, że na pozostałych odcinkach A1 prace przebiegają bez opóźnień. Odcinek Blachownia - Zawodzie oddany zostanie jeszcze w lipcu, a Zawodzie - Woźniki oraz Woźniki - Pyrzowice w sierpniu tego roku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl