Polska uzyska dostęp do części zawieszonych pieniędzy z Unii Europejskiej do końca roku - informował Bloomberg. Ma to związek z faktem, że Donald Tusk przygotowuje się do objęcia stanowiska premiera.
Decyzja o przyznaniu nam pieniędzy ma zapaść podczas wtorkowego posiedzenia Komisji Europejskiego. "Szefowie gabinetów unijnych komisarzy nie dodali do tego punktu zastrzeżeń i nie przewidzieli nawet dyskusji w tej sprawie. Wszystko to oznacza, że nie powinno być żadnych kontrowersji i kolegium w Strasburgu (...) otworzy drogę do wypłaty Polsce zaliczki" - informował we wtorek tvn24.pl.
Następnie 8 grudnia ministrowie finansów UE mają potwierdzić tę decyzję i ostatecznie dać zielone światło na wypłatę transzy. RMF24 zwraca uwagę, że "jeszcze się nie zdarzyło, aby taki wniosek KE został odrzucony". Wspomniane 5 mld euro ma zostać przeznaczone na transformację energetyczną oraz odejście od paliw kopalnych z Rosji.
- Pieniądze dla Polski są już przesądzone - ocenił anonimowo jeden z wyższych urzędników w KE. Środki do naszego kraju powinny trafić na początku 2024 r.
Obietnica Tuska
Wypłatę tych funduszy obiecywał lider opozycji Donald Tusk. Polityk poleciał na szczyt Europejskiej Partii Ludowej pod koniec października, a więc po oficjalnych wynikach wyborów, które dają partiom opozycji możliwość stworzenia rządu. Była to okazja dla nieformalnych rozmów o odblokowaniu pieniędzy z KPO dla Polski.
Nie oznacza to jednak, że Warszawa otrzyma całe 60 mld euro wsparcia z Brukseli w ramach KPO. Do tego jeszcze daleka droga.