- Pierwsza część lockdownu na wiosnę nie dotknęła nas bardzo mocno, bo przypadła na koniec sezonu. Teraz to pełne zamrożenie ogłoszone w sobotę działa na wymarcie naszej branży. I nie chodzi o miesięczny lockdown, a o likwidację ferii - mówi Piotr Tekiel ze Stowarzyszenia Instruktorów i Trenerów Narciarstwa Polskiego Związku Narciarskiego.
Jak zaznacza, w Polsce działa ponad 11 tys. trenerów i instruktorów narciarskich, może nie jest to jakaś oszałamiająca liczba w skali kraju, ale do tej liczby trzeba dodać rodziny na utrzymaniu.
- Przerwa świąteczna i ferie zimowe generują nawet 90 proc. zarobków, które muszą starczyć na cały rok. Likwidacja ferii pozbawi nas tych dochodów, a państwo nam tego nie zrekompensuje - mówi Tekiel.
Według niego narciarstwo jest najbardziej bezpiecznym sportem w kontekście epidemii. - Odbywa się na świeżym powietrzu i każdy narciarz ma zasłonięte usta i nos, ma gogle na twarzy i rękawiczki na rękach - podkreśla.
I dodaje, że orczyki są bezpieczne, na krzesłach można siedzieć daleko od siebie, a w gondolach ograniczyć liczbę osób. - I tak będzie bezpieczniej niż w transporcie publicznym - zaznacza.
Tekiel wskazuje, że do każdego nowego sezonu narciarskiego branża się przygotowuje od razu po zamknięciu starego sezonu, czyli cały rok. - Niektórzy inwestują w sprzęt, ludzi, promocje, inni jak organizatorzy szkoleń wyjazdowych już na kilka miesięcy przed nowym sezonem porezerwowali miejsca noclegowe, wpłacili zaliczki i teraz to wszystko stracą - wyjaśnia. - Nikt im tego nie zwróci - dodaje.
W poniedziałek wicepremier i minister rozwoju, pracy i technologii Jarosław Gowin poinformował, że jeżeli Główny Inspektorat Sanitarny zaakceptuje uzgodniony, szczególny reżim sanitarny, to we wtorek zostanie ogłoszona decyzja o otwarciu branży narciarskiej.
W sobotę premier Mateusz Morawiecki ogłosił, że m.in. hotele dla turystów i placówki gastronomiczne będą zamknięte do 27 grudnia. Poinformował też, że podjął decyzję o skumulowaniu ferii zimowych w terminie od 4 do 17 stycznia.
Jak tłumaczył, zwykle ferie są rozłożone na różne województwa w różnym czasie po to, by ruch turystyczny w gospodarce był większy, ale obecnie muszą być skumulowane w jednym czasie, aby ten ruch był jak najmniejszy. - Po to, żeby nie zamawiać wyjazdów, nie wyjeżdżać, ani za granicę, bo może się okazać, że będzie potrzebna kwarantanna po powrocie; żeby siedzieć w domu, by przerwać łańcuch zakażeń, by ta mobilność była jak najmniejsza - apelował.