Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Paweł Gospodarczyk
Paweł Gospodarczyk
|

Węgiel zalał rynek. Na składach sprzedają za połowę ceny

Podziel się:

W 2022 r. węgla miało być za mało. W tym roku jest go za dużo. Rząd chwali się, że opał na zimę jest zabezpieczony, tymczasem właściciele składów narzekają na niskie dochody. - Ludzie narobili zapasów na trzy lata - słyszymy. Nawet Polska Grupa Górnicza kusi promocjami i zaleca pośpiech przy zakupie.

Węgiel zalał rynek. Na składach sprzedają za połowę ceny
Rząd uspokaja, PGG robi promocje. W tym roku węgla w Polsce jest za dużo (East News, Piotr Molecki)

Polska Grupa Górnicza (PGG) - największy krajowy producent węgla - zapewnia, że w tym roku zużycie surowca w Polsce będzie niższe niż średnia z ubiegłych lat. Wszystko przez cieplejszą zimę i zapobiegliwość klientów, którzy w obliczu kryzysu energetycznego zgromadzili pokaźne zapasy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Rewolucja energetyczna. "Polska musi przestać myśleć egoistycznie"

Polacy kupują mniej węgla. PGG kusi promocją

Szacuje się, że w 2023 r. prawie 5 mln ton węgla zapewni górnictwo krajowe, z czego ok. 3 mln ton dostarczą kopalnie PGG. Pozostałe 2 mln będą pochodziły z importu. - Nie ma zatem ryzyka niedoboru węgla na krajowym rynku w sezonie grzewczym 2023/2024 - zapewnia wiceminister aktywów państwowych Marek Wesoły.

W ostatnim czasie PGG rozpoczęła nawet kampanię sprzedażową, chcąc zachęcić klientów do przyspieszenia zakupów. Od drugiej połowy czerwca cena węgla opałowego u kwalifikowanych dostawców jest taka sama jak w sklepie internetowym. Oznacza to, że odbiorca nie płaci za transport węgla z kopalni do składu. Tak będzie w całej Polsce do końca lipca. Ponadto do końca czerwca trwa akcja, w ramach której klienci mogą kupić od PGG dwie równe partie węgla, gdzie druga partia jest tańsza od pierwszej. Ceny zaczynaj się od 1100 złotych za tonę.

Z jednej strony mamy więc promocje i nakłanianie do pośpiechu przy zakupie, z drugiej - zapewnienia, że węglowy kryzys nam już nie grozi. O rozbieżność w komunikatach rządu zapytaliśmy rzecznika Ministerstwa Aktywów Państwowych Karola Manysa.

Jeśli chodzi o promocję PGG nie ma tu żadnego dysonansu ani rozbieżności. To zupełnie normalne, że w sytuacji, gdy rynek jest stabilny i nie brakuje towaru, firmy organizują promocje, by zachęcić klientów. Nie robi się ich przecież, gdy towaru brakuje. Nie ma w tym więc nic dziwnego, że PGG zachęca do kupna węgla już teraz - przekonuje rzecznik MAP w odpowiedzi na pytania money.pl.

Sezon grzewczy pod znakiem naddatku węgla

Jak zaznacza Manys, ubiegły rok pod względem dostępności węgla był wyjątkowy ze względu na wybuch wojny w Ukrainie i wprowadzenie embarga na towar z Rosji. - Niestety prywatni importerzy nie byli w stanie błyskawicznie się przedstawić na ściąganie węgla z kierunków innych niż rosyjski. Sytuacja ta doprowadziła do nieakceptowalnych działań spekulacyjnych części prywatnych sprzedawców węgla, którzy wykorzystywali sytuacją geopolityczną do podnoszenia cen. W szczytowym momencie ceny sięgały nawet 4 tys. zł za tonę. Stąd potrzebna była interwencja państwa - wskazuje.

Tym samym resort nie widzi zagrożenia dla podaży węgla w nadchodzącym sezonie. Nie widzi też powodów, dla których konsumenci powinni mieć obawy przed zimą. Gdyby jednak problemy z dostępnością opału miały powrócić, MAP ma "sprawdzone mechanizmy interwencyjne, które zadziałały i w razie potrzeby można po nie sięgnąć". Chodzi o wygasającą procedurę sprzedaży węgla przez samorządy na preferencyjnych warunkach. Wnioski na zakup ostatnich partii można było składać do końca czerwca.

"Kolosalny import"

Wszystko wskazuje na to, że ponownej konieczności interwencji państwa nie będzie, ponieważ węgla - głównie tego z importu - jest w Polsce za dużo. Tak uważa Jerzy Markowski, ekspert w zakresie górnictwa i były wiceminister gospodarki.

Państwo uruchomiło kolosalny import i świadomie zrezygnowało z zaspokajania deficytu poprzez wzrost wydobycia krajowych zasobów węgla, zastępując go sprowadzaniem surowca z zagranicy. W portach i na składach niesprzedany węgiel nadal zalega. Rząd ma świadomość, że węgiel z polskich kopalni z uwagi na cenę będzie przegrywał na polskim rynku z węglem importowanym, stąd oferta w PGG - twierdzi Markowski.

Faktycznie, w ubiegłym roku, wobec braków węgla opałowego na rynku, państwowy Węglokoks i PGE Paliwa zostały zobowiązane decyzją premiera do importu surowca. Część trafiła do gospodarstw domowych i odbiorców komunalnych, jednak pozostała część pozostała na składowiskach.

- Ludzie czasem zadzwonią, zapytają, ale na tym się kończy. Jest zainteresowanie, jednak nic za nim nie idzie - mówi money.pl właściciel jednego ze składów węgla w Radomiu. W jego ocenie większość konsumentów zgromadziła zapasy nawet na dwa, trzy lata. Wszystko przez - jego zdaniem - sztucznie wywołaną panikę w ubiegłym roku.

Zainteresowanie węglem tylko pozorne

- Normalne składy zostały odcięte od polskiego węgla. Większość kopalni PGG jest zasypana, ale nie sprzedaje surowca nam, tylko robi to samodzielnie, przez swój sklep internetowy. Prywaciarze, którzy próbują działać na rynku, handlują towarem z importu - dodaje przedsiębiorca. Jego firma oferuje węgiel z Kazachstanu w cenie 2250 zł za tonę. Jesienią poprzedniego roku w tym samym składzie tona kosztowała nawet 3750 zł. - Był strach, ludzie brali i mają węgiel do dziś. Stąd przekonanie, że najbliższy sezon będzie spokojny - twierdzi.

To niejedyny taki głos z polskich składów. - Popyt jest duży, gorzej z dostępnością - słyszymy od właściciela jednego ze składów na obrzeżach Warszawy. - Problem jest od momentu wprowadzenia blokady na węgiel z Rosji - dodaje.

Kłopotliwe jest zdobycie szczególnie grubszych frakcji węgla - to właśnie takie trafiały do Polski ze Wschodu. Handlarze przekonują, że w portach jest obecnie dużo miału, który mniej interesuje nabywców. - U mnie cena tony waha się w przedziale 1700-2000 zł. Mam węgiel głównie z Kazachstanu i Kolumbii - mówi nasz rozmówca. Jak dodaje, nie ma zastrzeżeń do jakości sprowadzonego surowca.

Telefony od potencjalnych kupców rozdzwoniły się już pod koniec sezonu grzewczego. Jednak średnio tylko co dziesiąta rozmowa kończy się podpisaniem umowy. - Cena kształtuje się na poziomie około 1700 złotych. Mam dużo surowca z importu, ale na dniach będę miał też węgiel krajowy, od pośredników, którzy w przeciwieństwie do zeszłego roku, raczą odbierać telefony, a nawet sami wysyłają nam oferty - tłumaczy właściciel składy z Pruszkowa.

Sezon grzewczy w Polsce trwa zazwyczaj od 1 września do 31 maja, jednak są to umowne granice. Z uwagi na brak precyzyjnych przepisów, o tym, kiedy kaloryfery robią się ciepłe, decydują zarządcy budynków.

Paweł Gospodarczyk, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl