Wybory samorządowe odbędą się 7 kwietnia, a druga tura 21 kwietnia. W wyborach wybierzemy wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, a także rady gmin i powiatów oraz sejmiki województw.
W wyborach w 2018 r. PiS wygrał z Koalicją Obywatelską w sejmikach. Dzięki temu udało mu się objąć władzę w połowie z 16 sejmików.
Teraz sytuacja jest zupełnie inna. Będzie to pierwsza od dziewięciu lat walka wyborcza dla PiS, gdy partia jest w opozycji. Aktualne sondaże nie dają szans partii Jarosława Kaczyńskiego na utrzymanie zdobyczy z ostatnich wyborów samorządowych. PiS ma bardzo wiele do stracenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wybory samorządowe 2024
Partia Jarosława Kaczyńskiego słabnie. Doskonałym tego przykładem może być Dolny Śląsk. Przejęcie władzy przez PiS w tym województwie odbyło się w blasku fleszy, a w rozmowach uczestniczyli ważni politycy PiS, m.in. Michał Dworczyk i Adam Lipiński. To było symboliczne zwycięstwo dla partii Jarosława Kaczyńskiego, bo Dolny Śląsk do tej pory był uznawany za niekwestionowany bastion Platformy Obywatelskiej.
Koalicja PiS i Bezpartyjnych przez lata skutecznie opierała się zakusom opozycji, która chciała zmienić układ sił w sejmiku. 1 lutego PiS otrzymał jednak cios i to właśnie ze strony koalicjanta. Bezpartyjni Samorządowcy wspólnie z Koalicją Obywatelską zagłosowali za odwołaniem przewodniczącego sejmiku z PiS. A to dopiero przedsmak tego, co może czekać PiS w kwietniu.
Jeżeli dojdzie do zmiany władzy w regionach, to do obsadzenia znów będzie wiele intratnych stanowisk.
- Jeżeli emocjonujemy się zmianami personalnymi dokonywanymi teraz, to jest to nic do tego, co wydarzy się w najbliższych wyborach. Samorządy to ogromna liczba różnych stanowisk, różne spółki, a tam zarządy, rady nadzorcze - wylicza w rozmowie z money.pl prof. Robert Alberski z Instytutu Politologii Uniwersytetu Wrocławskiego.
O co toczy się gra?
Tylko na Dolnym Śląsku jest 20 spółek, których właścicielem bądź współwłaścicielem jest Urząd Marszałkowski. Chodzi m.in. o Koleje Dolnośląskie, Sanatoria Dolnośląskie czy Stawy Milickie, czyli największy kompleks stawów rybnych w Europie. Samorząd województwa jako mniejszościowy udziałowiec ma także wpływ na obsadzenie władz wrocławskiego portu lotniczego.
Zmiany personale w spółkach to jedno. W grę wchodzą także rządowe pieniądze na inwestycje. To właśnie przekonało Bezpartyjnych Samorządowców, którzy postanowili zawiązać koalicję z PiS w 2018 r. Wiedzieli, że to partia rządząca krajem ma więcej do zaoferowania. Dziś sytuacja zmieniła się na korzyść formacji Donalda Tuska.
W 2019 r. obniżono o 15 proc. podatek miedziowy, jaki płaci KGHM. To był jeden z punktów umowy koalicyjnej zawartej pomiędzy PiS a BS. Jak szacowano, obniżenie daniny oznaczało, że w samym 2019 r. do budżetu państwa nie wpłynęło 180 mln zł.
W 2028 r. ma już być gotowy nowy szpital onkologiczny we Wrocławiu. To największa tego typu inwestycja w regionie, która kosztować będzie ponad miliard złotych, z czego aż połowa to dofinansowanie z budżetu państwa. Rząd dofinansował także budowę Dolnośląskiego Centrum Sportu. Inwestycja za ponad 200 mln zł ma stać się mekką biegaczy narciarskich.
To tylko wybrane przykłady z jednego województwa, ale dobrze pokazują, jak region może zyskać na dobrej współpracy z rządem.
Wielkie pieniądze do podziału
Kluczowym elementem jest także podział pieniędzy z Unii Europejskiej. Polska do 2027 r. ma otrzymać z nowego wieloletniego budżetu UE ok. 75 mld euro. Cześć tej kwoty trafi bezpośrednio do samorządów. Pieniądze te są kluczowe dla rozwoju regionu i gmin. Wydawane są m.in. na projekty infrastrukturalne, transport, ochronę zdrowia i środowiska oraz edukację.
I tak dla przykładu Dolny Śląsk może liczyć w sumie na prawie 2,3 mld euro, czyli ponad 11 mld zł. Na tę sumę składa się ponad 1,7 mld euro z programów regionalnych oraz 556 mln euro z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Wybory za dwa miesiące przesądzą więc, kto będzie decydował o podziale ogromnych pieniędzy.
"Jest kłopot z zapełnieniem list"
W PiS nie ukrywają, że sytuacja przed wyborami robi się coraz trudniejsza.
- Sytuacja na Dolnym Śląsku pokazuje, że partia ma problem. Wprawdzie odwołanie przewodniczącego Sejmiku w regionie nie jest kluczową sprawą dla centrali na Nowogrodzkiej. Jednak już chaos, jaki się wdarł w lokalne struktury i brak działania osób, które są za nie odpowiedzialne, powinien dać sporo do myślenia kierownictwu. Tym bardziej że za chwilę wybory samorządowe - mówi w rozmowie z money.pl jeden z ważnych działaczy PiS na Dolnym Śląsku.
- Już wcześniej były próby odwoływania przewodniczącego Sejmiku z naszej partii, ale zawsze bezskuteczne. Tym razem nikt, decyzyjny nawet nie pokusił się o rozmowę z Bezpartyjnymi Samorządowcami. Nie ma jasnego przekazu z góry, działacze są zdezorientowani. Widać problem, a zaraz może być gorzej. W niektórych okręgach jest kłopot z zapełnieniem list wyborczych. Są ważne miasta, w których nawet połowa list na dzisiaj nie jest zapełniona. Ludzie nie chcą startować. Kiedy PiS był u władzy, sytuacja była diametralnie inna. Teraz niektórzy kalkulują, co im się bardziej opłaca - dodaje działacz PiS.
Inny ważny polityk Prawa i Sprawiedliwości mówi nam, że partia ma potężny problem, bo zabrakło refleksji po przegranych wyborach parlamentarnych. - Nie wyciągnęliśmy wniosków, a dzisiaj jest już na to za późno. Wynik w wyborach samorządowych może być katastrofalny. Dolny Śląsk jest dobrym przykładem. Tu rządzi Elżbieta Witek, która nie ma pojęcia ani o strukturach, ani ręki do ludzi. Działacze są ze sobą skłóceni. Nie widać woli walki - słyszymy.
Z samą Elżbietą Witek, która jest szefową PiS na Dolnym Śląsku, nie udało nam się skontaktować, ale wicemarszałek województwa Marcin Krzyżanowski tonuje nastroje i nie spogląda tak pesymistycznie w przyszłość.
- Wszystko jest w rękach wyborców. Sytuacja w Polsce jest teraz bardzo dynamiczna i burzliwa, mimo że rządzący obiecywali, że zapanuje spokój. W samorządzie województwa dolnośląskiego przez ostatnie lata udało nam się ten spokój utrzymywać i dzięki temu zrealizowaliśmy wiele potrzebnych inwestycji. Liczę na to, że Dolnoślązacy to docenią w kwietniowych wyborach - przekonuje w rozmowie z money.pl wicemarszałek Marcin Krzyżanowski.
- Wybory samorządowe zawsze były dla PiS trudne. Te będą szczególnie trudne. Partia Jarosława Kaczyńskiego sobie nie pomaga. Jedyną szansą na pozostanie przy władzy byłyby ewentualne koalicje, ale tych koalicjantów dzisiaj nie widać. Nie ma chętnych do współrządzenia z partią, która niedawno straciła władzę - podsumowuje prof. Robert Alberski.
Dodaje, że frustracja niektórych działaczy PiS go nie dziwi. - Jeżeli PiS przegra wybory samorządowe, będzie jeszcze gorzej. Tylko część polityków, i to z czołówki, może liczyć na miejsce na liście wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Reszta może zostać na lodzie - mówi ekspert.
Zwraca jednak uwagę, że taktyka koalicji rządzącej może również przynieść niespodzianki. - Wszystko wskazuje na to, że będziemy mieć trzy listy, jak do Sejmu, ale to już nie musi być wcale tak korzystne. Okręgi w wyborach do sejmików są mniejsze niż do Sejmu. Takim komitetom jak Lewica czy Trzecia Droga może wcale tak dobrze nie pójść, jak teraz się spodziewają - przekonuje politolog.
Malwina Gadawa, dziennikarka i wydawca money.pl