W pierwszej połowie kwietnia Orlen poinformował o kwocie około 1,6 miliarda złotych, która obciąży finanse całego koncernu. Jak poinformowano w komunikacie spółki, Orlen Trading Switzerland (OTS) wyłożyła pieniądze "tytułem przedpłat na poczet zakupu ropy oraz produktów ropopochodnych". Dostaw w terminach przewidzianych w umowie jednak nie było, więc spółka wystąpiła o zwrot zaliczek. Pieniędzy jednak też nie dostała, a możliwość odzyskania przedpłat "określiła jako mało prawdopodobną".
Nowy zarząd OTS przekazał, że blisko 240 milionów dolarów w ramach przedpłaty na dostawy ropy, głównie z Wenezueli, trafiło do firmy założonej w 2021 r. w Dubaju przez 25-letniego obywatela Chin lub Hongkongu (który do 1997 roku był posiadłością brytyjską, a obecnie jest specjalnym regionem administracyjnym Chin).
Tankowce wyczarterowane przez OTS miały zostać załadowane między grudniem a styczniem, statki nie zostały jednak załadowane w Wenezueli - przekazał nowy zarząd. Podkreślił, że poprzednie władze spółki, urzędujące do końca lutego 2024 r., nie podjęły żadnych działań, aby doprowadzić do realizacji umów albo ich zerwania. Na koniec lutego spółka płaciła ok. 600 tys. dol. dziennie za postojowe sześciu tankowców, a rachunek za całe postojowe sięgał już 30 mln dol.
Mateusz Morawiecki zabiera głos
Teraz do sprawy odniósł się Mateusz Morawiecki. Byłego szefa rządu zapytano w trakcie konferencji prasowej w Sejmie, czy rozmawiał na ten temat z Danielem Obajtkiem i czy wiedział, że Orlen narażony jest na duże straty.
- Zgodnie z ładem korporacyjnym premier nie zajmuje się tym, żeby spółki informowały mnie o tym czy o tamtym. Natomiast mogę powiedzieć, przypominając sobie, jak wygląda prowadzenie działalności gospodarczej dużej korporacji z czasów, kiedy byłem prezesem banku, że bardzo często duże firmy zawiązują, w zależności od charakterystyki działalności biznesowej i operacyjnej, tak zwane rezerwy - mówił Morawiecki.
- To, co tutaj się dzieje dzisiaj u obecnie rządzących, wygląda mi na to, (...), jak gdyby oni chcieli specjalnie doprowadzić, wykazać pewnego rodzaju straty - dodał polityk PiS. Jednocześnie były szef rządu podkreślił, że nie wie, jak Orlen dokonywał zamówień, bo nie zajmował się tym.
- Zakładam, że przy dokonywaniu zamówień i przedpłaty trzeba było w odpowiedni sposób ten kontrakt skonstruować, zabezpieczyć całą dostawę. Dostawy paliwa na stacje benzynowe i do polskich rafinerii nie kierują się kryterium wyborów 15 października. One musiały się charakteryzować ciągłością. To oznacza, że poprzedni zarząd Orlenu nie tylko miał prawo, miał obowiązek dokonywać zamówień. Co z tymi zamówieniami zrobili nowi zarządzający tą firmą, to już jest zupełnie inna sprawa. Nie wiem, w jaki sposób oni z tym postąpili - podsumował.
Przypomnijmy, że dwa tygodnie temu prezes spółki OTS został zatrzymany przez Centralne Biuro Śledcze Policji, kiedy przyjechał do Polski na spotkanie z władzami Orlenu. "Mężczyzna usłyszał zarzuty udziału w grupie przestępczej, wyłudzenia podatku VAT, poświadczenia nieprawdy w dokumentach i prania pieniędzy pochodzących z przestępstwa" - informowało Radio Zet.