Śmierć Dawida Kosteckiego zakwalifikowana jako samobójstwo (w tę wersję wątpi reprezentujący rodzinę Roman Giertych - red.) i zgon Brunona Kwietnia w wyniku "krwotoku podpajęczynówkowego". Oba wydarzenia dzieli kilka dni i kilkaset kilometrów. Łączą je głośne nazwiska oraz fakt, że doszło do nich za murami zakładów karnych. I choć w mediach piętrzą się wątpliwości dotyczące ustaleń śledczych co do mechanizmu śmierci, to w tle jest sytuacja w Służbie Więziennej. Coraz bardziej alarmująca choćby ze względu na narastający kryzys kadrowy i problemy finansowe.
W ciągu ostatnich 9 lat liczba osadzonych w polskich więzieniach spadła w pewnym momencie o około 15 tys., by ustabilizować się na poziomie około 74 tys. osób. To 10 tys. mniej niż w szczycie z 2013 r., gdy było ich 85 618. Teoretycznie powinno być zatem w więzieniach bezpieczniej. Publikowane przez Służbę Więzienną doroczne sprawozdania pokazują jednak, że nie do końca tak jest.
Za wyraźnym spadkiem liczby osadzonych nie idzie bowiem równie wyraźny spadek liczby prób samobójczych. Podobnie stała jest liczba przypadków samoagresji wśród więźniów czy liczba "zdarzeń nadzwyczajnych". Rośnie za to liczba incydentów, w których więźniowie demonstracyjnie tną sobie skórę czy dokonują tzw. połyków tylko po to, by trafić do szpitala.
To, co udaje się "klawiszom", to przeciwdziałanie śmierci osadzonych. Liczba skutecznych prób samobójczych od lat oscyluje wokół liczby 20.
"To, że blisko 200 razy rocznie osadzeni próbują popełnić samobójstwo, a skutecznych samobójstw jest tylko 20, świadczy o bardzo dobrej pracy funkcjonariuszy SW, którzy robią wszystko, by te próby udaremnić i uratować życie komuś, kto zdecydował się go pozbawić" - napisała w przesłanym money.pl oświadczeniu rzecznik Służby Więziennej.
To jedna strona medalu. Po jej drugiej stronie jest fakt, że funkcjonariuszy w części zakładów karnych po prostu brakuje. Od trzech lat ich liczba regularnie spada - 30 czerwca 2019 r. zatrudnionych było 876 mniej strażników niż jeszcze 31 grudnia 2017 r. Placówki, w których brakuje strażników, to w większości duże zakłady karne.
SW próbuje się ratować - rekrutację prowadzi także w okręgach, gdzie nie ma wakatów. W ostatnim etapie postępowania proponuje się kandydatom służbę w innej części kraju. Oczywiście za zgodą zainteresowanego. Dla wielu nie jest to atrakcyjna propozycja.
W efekcie dochodzi do chronicznego przemęczenia funkcjonariuszy i setek wyrabianych nadgodzin, których nie ma kiedy odebrać. Jak pisaliśmy w money.pl, funkcjonariusze opowiadają między sobą o specjalnym rejestrze prowadzonym w jednym z zakładów karnych, w którym oznaczani są strażnicy odbierający i nieodbierający telefony od szefa po godzinach pracy.
Trudno o proste odwrócenie tego trendu, jeśli strażnicy przez lata byli pomijani przy przyznawaniu podwyżek, a gdy już do nich doszło, to pojawił się pomysł... przesunięcia pieniędzy przeznaczonych na ich wynagrodzenia na rzecz utrzymania osadzonych, co wywołało ostry protest ze strony związkowców.
"Zgłaszamy stanowczy sprzeciw wszelkim próbom przekazania środków z tych paragrafów na rzecz utrzymania osób pozbawionych wolności przebywających w ZK i AŚ. Pewnie nigdy w dziejach Europy nie doszło do podobnej sytuacji, w której funkcjonariusze i pracownicy SW ze środków przeznaczonych na ich płace utrzymują osadzonych" - czytamy w piśmie skierowanym przez szefa NSZZFIPW Czesława Tułę do dyrektora generalnego SW. Jak dodaje w rozmowie z money.pl Tuła, wciąż oczekuje na odpowiedź.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl