Warszawska policja zarekwirowała 28 beczek z alkoholem w lokalu, który nie miał zezwolenia na jego sprzedaż.
"Właściciel jednego ze śródmiejskich lokali po raz kolejny nie stosował się do obowiązujących obostrzeń oraz sprzedawał alkohol pomimo braku wymaganego zezwolenia" - poinformowała w sobotę Komenda Stołeczna Policji na swoim Twitterze.
Jak twierdzą funkcjonariusze, w czasie kontroli właściciel lokalu naruszył nietykalność policjanta. Został skuty i przewieziony na komendę.
Zupełnie inaczej sytuację przedstawiają osoby związane z lokalem, które były przy interwencji.
"Przed lokalem cała ulica jest zamknięta, przez policję Michał chce wyjść i zrobić zdjęcia, nie pozwalają mu, nalega, nie używa przemocy, nie dotyka, jednak zostaje wyszarpnięty ze schodów na dwór. Skuty" - czytamy w oświadczeniu zamieszczonym na profilu pubu w mediach społecznościowych.
To nie pierwsze zatrzymanie właściciela warszawskiego pubu. W połowie marca mężczyzna został potraktowany gazem i przewieziony na komendę.
Wtedy również policja twierdziła, że był agresywny.
Mężczyźnie zarzucono popełnienie czterech przestępstw związanych m.in. z czynną napaścią na funkcjonariusza i sprzedażą alkoholu bez wymaganego zezwolenia. Nie przyznał się do zarzucanych mu czynów.
Swoją krucjatę przeciwko służbom porządkowym właściciel pubu prowadzi od kilku miesięcy. Przekonuje, że otwierając lokal nie narusza prawa, bo nie prowadzi działalności gastronomicznej - otwiera a to basen, a to muzeum kapsli, a to prowadzi szkolenia z szycia maseczek.
Piwo było sprzedawane jako "materiały szkoleniowe", lub rozdawane za "co łaska", gdy pub stracił koncesję. Organy kontrolne mają na ten temat swoje zdanie.
Na organizowanych pomimo pandemii imprezach bawiły się tłumy, a obostrzeń nie przestrzegano.