Kwietniowy strajk nie doprowadził ani do tego, że nauczycielskie płace poszły w górę, ani nie sprawił, że zaczęto nauczycieli obdarzać większym niż wcześniej szacunkiem.Kończąc kwietniowy strajk, zapowiadali, że to nie było ostatnie słowo i wrócą do niego – w tej czy innej formie - w kolejnym roku szkolnym.
Biorąc pod uwagę, że działania protestacyjne nie przyniosły oczekiwanego skutku, a ponadto wywołały duża wyrwę w nauczycielskich kieszeniach, nie zdecydowali się oni na ponowne odejście od tablic. Tym razem działania mały być prowadzone w formie strajku włoskiego, a więc nauczyciele mieli robić tylko to, co faktycznie należy do ich obowiązków i co da się wykonać w określonym w umowie czasie. I nic poza tym, a więc koniec z prowadzeniem kółek zainteresowań, za które nie dostają pieniędzy, z kilkudniowymi wycieczkami czy wypełnianiem wieczorami dokumentów.
Datę początku akcji wybrano nieprzypadkowo – miała się rozpocząć dzień po Dniu Edukacji narodowej. Ostatecznie jednak ją przesunięto na 22 października. Wtedy, jak informuje "Gazeta Wyborcza", zbierze się zarząd główny ZNP, który podejmie uchwałę w tej sprawie.
- Nauczyciele obawiali się, że bez uchwały dyrektorzy mogą im zabrać np. dodatki motywacyjne, bo będą pracować mniej niż zwykle - tłumaczy w rozmowie z "GW" Sławomir Broniarz, szef ZNP. - W wielu szkołach jednak ta forma protestu już trwa lub rozpocznie się we wtorek - dodaje. 15 października startuje kampania informacyjna, która ma na celu uświadamiać nauczycielom, czego nie muszą robić, żeby poznali swoje prawa i obowiązki.
"Wysokie wymagania, niskie płace. Co dalej?" - pod tym hasłem ZNP rozesłało do szkół materiały z listą zajęć obowiązkowych i tych, za które nie otrzymują pieniędzy.
"Nauczycielu, na co dzień wykonujesz wiele zadań, do których nie jesteś zobowiązany w ramach stosunku pracy. Zadania nieobowiązkowe odrywają cię od rzeczywistych obowiązków" - czytamy w ulotce związkowców. Chodzi o m.in. bezpłatne prowadzenie kół zainteresowań, sobotni wyjazd na konkurs z uczniami, sprawozdania z pracy dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej, wewnętrzną ewaluację szkoły, pisanie i koordynowanie projektów unijnych, inwentaryzacje" – napisano w materiałach informacyjnych.
ZNP nie ma wątpliwości, że akcja będzie zupełnie inna niż ta kwietniowa. Będzie spokojna i mało spektakularna. Zajęcia będą się odbywać normalnie. Przystąpienie do strajku jest dobrowolne, nauczyciele nie muszą w żaden sposób deklarować, że podejmują działania w ramach strajku włoskiego. Sami zresztą mogą zadecydować, jaki zakres obowiązków dodatkowych chcą realizować. Nie wiadomo zatem, ilu w ogóle przystąpi do protestu formowanego przez ZNP.
Od pomysłu dystansuje się Nauczycielska "Solidarność".
- Przed kwietniowym strajkiem przestrzegaliśmy, jak to się skończy. Mówiliśmy o szkodach i kosztach. Szkoły to małe zakłady, taki strajk to zerwanie umowy. I skierowany przeciwko samorządom, a nie rządowi. Jesteśmy przeciwni wykonywaniu pracy bez płacy, ale to nie jest dobra i skuteczna metoda. Wywoła chaos i podziały w zespołach – mówił cytowany przez "GW" szef Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ "S" Ryszard Proksa.
Samorządy są przygotowane na działania nauczycieli i monitorują sytuację. W niektórych miastach zebrały się sztaby kryzysowe, ale nie ma paniki.
- Przypuszczamy, że praca placówek oświatowych będzie przebiegała normalnie. Na bieżąco przekazujemy dyrektorom placówek informacje związane m.in. z przestrzeganiem zasad prawa pracy i zapisów Karty nauczyciela. Na razie nie planujemy nadzwyczajnych działań, ale na bieżąco monitorujemy sytuację kadrową – powiedział Jędrzej Sieliwończyk z Urzędu Miejskiego w Gdańsku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl