Strajk nauczycieli formalnie jest zawieszony, a nie zakończony. Nauczyciele jednak wrócili do pracy, a na ich konto zaczynają spływać wynagrodzenia za kwiecień. Łapią się za głowę i nie dowierzają. "Przyszła wypłata po strajku. Nieźle dostaliśmy paskiem po..." - napisał w mediach społecznościowych jeden z nauczycieli. Dopytywany o to, co to znaczy - odpisał, że na jego konto wpłynęło "grubo ponad połowę wypłaty mniej".
Podobny obraz rysuje się pod wpisem na facebookowym profilu "Protestu z wykrzyknikiem". Nauczyciele prześcigają się w komentarzach, wypisując o ile mniej pieniędzy wpłynęło na ich konta.
"Dzisiaj na nasze konta wpłynęło wynagrodzenie obniżone o potrącenie za okres strajku. Bo - jak powiedziała minister Zalewska - nam się te pieniądze po prostu nie należą. W mediach pojawiały się dobitnie sformułowane komentarze, że rząd postanowił wziąć nauczycieli głodem - i doprawdy, nie ma w tym dużej przesady!" - czytamy we wpisie, pod którym pojawiła się fala komentarzy nauczycieli.
"Dostałem 777 zł wynagrodzenia. Ja się pytam, gdzie jest dobro moich dzieci, mojej rodziny?" - pyta retorycznie jeden z oburzonych, strajkujących nauczycieli. Niżej można natknąć się na inny komentarz: "Dostałam wypłatę 60 złotych i 50 groszy, bo zgodziłam się na odciągnięcie raty pożyczki z kasy - 1000 zł. Na szczęście mąż może mnie przez miesiąc utrzymywać" - napisała nauczycielka.
Zaraz pod jej wpisem kolejne: "Dzisiejsze przelewy - mój i męża - 1240 zł i 859 zł", "Dostałam 570 zł" oraz "Dostałam 355 zł pensji. Cisną mi się na usta same najgorsze słowa. Inne zawody mogą strajkować i otrzymać wynagrodzenie, a nauczyciele nie. I gdzie tu sprawiedliwość społeczna?".
"Wzbiera we mnie straszny gniew. Nauczyciel nic nie może, wszystko musi!" - grzmi inny wpis. Są też tacy nauczyciele, którzy podkreślają, że od początku strajku liczyli się ze stratą pieniędzy.
"Straciłam 1700 zł. Wiedziałam, że tak będzie, kiedy przystępowałam do strajku. Serce przez chwilę zadrżało z goryczy, że rządzący mają gdzieś nauczycieli, i ze strachu, co to będzie, bo maj długi. Ale żyję wśród ludzi i wiem, że nie zginę" - napisała nauczycielka, która po strajku otrzymała pomniejszoną pensję.
"Rząd zrobił wszystko, żeby nauczyciela polskiego rozdeptać i opluć. Do rządu w czasie strajku nauczycielskiego przyłączały się 'betonowe kloce' i to uświadomiło mi, że chcę strajkować nadal. A pieniądze, których nie zarobiłam, mogą sobie wsadzić" - napisała inna ze strajkujących nauczycielek.
Niektórzy belfrowie prosili dyrektorów szkół o rozłożenie potrącenia pensji na raty.
Po 19 dniach czynnego strajku, decyzją ZNP, a później FZZ, protest nauczycieli został zawieszony. - To czas na nabranie sił, przegrupowanie się i uderzenie ze zdwojoną siłą we wrześniu - mówił dzień przed zawieszeniem strajku w rozmowie z money.pl Tomasz Kosmalski, warszawski nauczyciel i współorganizator demonstracji w stolicy, które odbyły się w ostatnich dniach przed zawieszeniem strajku.
- Będziemy rozmawiali z osobami niepełnosprawnymi i ich opiekunami, z lekarzami rezydentami, z sędziami. We wrześniu może dojść do wspólnego strajku z tymi grupami społecznymi - dodał przedstawiciel strajkujących nauczycieli.
Belfrowie walczą przede wszystkim o podwyżki zasadniczego wynagrodzenia. Od 700 do 900 zł, w zależności od awansu zawodowego. Chcą też zmian w oświacie. Podczas ulicznych demonstracji reformę edukacji przeprowadzoną przez minister edukacji Annę Zalewską nazywali "deformą". Stajkujący nauczyciele zarzucają minister, że ucieka do Brukseli, a ich zostawia z bałaganem do posprzątania.
Czytaj także: Strajk nauczycieli zmienia się w strajk włoski
Podczas demonstracji w ostatnich dniach przed zawieszeniem strajku, protestujący silny nacisk kładli też na to, że zależy im na poprawie jakości edukacji w Polsce, a wynagrodzenia są tylko częścią ich postulatów.
Trwający trzy tygodnie strajk nauczycieli został zawieszony 27 kwietnia. Akcja ma zostać wznowiona we wrześniu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl