W połowie miesiąca doszło do przecięcia kabli internetowych, biegnących na dnie Morza Bałtyckiego. Przewody łączą Litwę ze Szwecją oraz Finlandię z Niemcami. PIE podaje, że mimo tego internet działał bez zarzutu.
Znaczy to, że infrastruktura zapewniająca łączność cyfrową jest w naszym regionie dobrze rozwinięta, a dla poszczególnych połączeń dostępne są alternatywne ścieżki przesyłania sygnału" - ocenił Ignacy Święcicki z Polskiego Instytut Ekonomicznego w czwartkowym wydaniu "Tygodnika Gospodarczego".
Stało się, tak jak wskazuje think tank, ponieważ ruch internetowy przekazywany jest także przez połączenia lądowe i satelitarne. W przypadku Finlandii czy Szwecji droga przez morze jest jednak znacznie krótsza. PIE pisze, że w Polsce mamy tylko jeden kabel podmorski, ale połączenia ze światem są dobre właśnie dzięki łączom lądowym.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czułe punkty w Europie
Nie jest jednak tak, że tzw. Stary Kontynent jest całkowicie odporny na tego typu "awarie". Od infrastruktury podmorskiej są np. uzależnione państwa wyspiarskie - w UE jest to Irlandia, Malta i Cypr.
Newralgicznym miejscem w tym kontekście jest również Marsylia we Francji, położona nad Morzem Śródziemnym. Wychodzi z niej aż 16 kabli łączących Europę z Afryką i Azją. Dodatkowo Marsylia jest dużym ośrodkiem gromadzącym centra danych.
Tego rodzaju miejsca mogą być szczególnie narażone na różnego rodzaju ataki, których celem jest zakłócenie telekomunikacji" - podkreśla PIE.
Komisja Europejska oraz NATO nie pozostają jednak obojętne wobec tego zagrożenia - ocenił instytut. Świadczyć ma o tym pierwsze spotkanie sieci ekspertów NATO w sprawie podmorskiej infrastruktury krytycznej, które odbyło się w maju tego roku. Natomiast trzy miesiące wcześniej Komisja Europejska w Białej Księdze poświęconej rozwojowi rynku telekomunikacyjnego wskazywała na konieczność zapewnienia bezpieczeństwa kabli podmorskich.
Co istotne - rola kabli podmorskich będzie w najbliższych latach rosła, a ataki to nie jedyne zagrożenie - ostrzega PIE.
"Unia ryzykuje uzależnienie od niewielkiej liczby dostawców kluczowej infrastruktury, podobnie jak w przypadku chmury obliczeniowej czy narzędzi AI kontrolowanych przez największe amerykańskie firmy" - alarmuje polski think tank.
Co się stało na Morzu Bałtyckim?
17 i 18 listopada uszkodzone zostały dwa podmorskie kable telekomunikacyjne na Morzu Bałtyckim - C-Lion 1 oraz BCS East-West Interlink. Sytuacja miała miejsce w szwedzkiej strefie ekonomicznej. O przerwanie kabli podejrzana jest załoga chińskiego statku Yi Peng 3.
Jednostka cumuje obecnie na wodach międzynarodowych w cieśninie Kattegat między Danią i Szwecją, otoczona przez duńskie i szwedzkie okręty. Szwedzkie i niemieckie władze prowadzą negocjacje dotyczące możliwości wejścia na pokład i przesłuchania załogi. Kapitanem statku jest obywatel Chin, a wśród załogi jest Rosjanin.
W środę dziennik "Wall Street Journal" podał, że śledczy, którzy badają sprawę przerwania kabli komunikacyjnych na dnie Bałtyku, przypuszczają, że zatrzymany chiński kontenerowiec celowo przeciął przewody. Według ustaleń "WSJ" śledztwo skupia się na tym, czy kapitan kontenerowca dokonał sabotażu na zlecenie rosyjskich służb.