Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Michał Krawiel
Michał Krawiel
|
aktualizacja

Wprowadził robaki do menu jako pierwszy w Polsce. "Mieliśmy świadomość, że będzie głośno i będzie dużo hejtu"

30
Podziel się:

Od kryzysu do kryzysu. Z Łukaszem B. Błażejewskim, przedsiębiorcą i właścicielem sieci burgerowni i pizzerii, rozmawiamy o tym, jaką szansą potrafi być trudna sytuacja gospodarcza. Przedsiębiorca opowiada też o pomyśle na "wkładkę z owadów" w menu swoich restauracji. To była pierwsza taka oferta na polskim rynku.

Wprowadził robaki do menu jako pierwszy w Polsce. "Mieliśmy świadomość, że będzie głośno i będzie dużo hejtu"
Łukasz R. Błażejewski, właściciel sieci 7Street: "Informacja, że można u nas zjeść burgera z robakami, szybko rozeszła się w sieci. To budzi zainteresowanie" (7Street)

Michał Krawiel, money.pl: Pandemia, wojna w Ukrainie, inflacja. To naprawdę trzy ciężkie lata dla gastronomii i hotelarstwa

Łukasz B. Błażejewski, przedsiębiorca, właściciel sieci 7Street: Po dwóch latach ograniczeń związanych z pandemią część przedsiębiorców liczyła na to, że sytuacja w 2022 r. się poprawi. Firmy czekały z nadzieją na ożywienie, ale ono niestety nie przyszło. W tym czasie firmy optymalizowały koszty, zaciągały pożyczki, były objęte pomocą państwa. Dlatego firmy, które przetrwały pandemię, zaczęły upadać dopiero w 2022 r. Sytuacja nadal pozostaje niepewna i pełna niewiadomych. Branże starają się dostosować do zmieniającej się sytuacji i podejmują działania w celu przyciągnięcia klientów. Mimo to nie można jeszcze precyzyjnie określić, kiedy sytuacja całkowicie się poprawi.

Przed nami drugie postpandemiczne lato. Jak wyglądają w branży gastronomicznej nastroje przed sezonem?

Wie pan, lepiej będzie na pewno, kiedy będzie świeciło słońce, ponieważ wpływa to na zwiększenie poziomu endorfin związanych z witaminą D. Kiedy ludzie mają lepsze samopoczucie, są bardziej skłonni do spontanicznych wydatków, a wśród nich restauracje odgrywają ważną rolę. Wydatki w restauracjach często nie są przemyślanymi i zaplanowanymi, ale wynikają z chwilowego impulsu. Właśnie na to możemy liczyć. Kiedyś ludzie chodzili do restauracji w sposób zaplanowany, było więcej stałych klientów i gości. Obecnie jest to bardziej spontaniczne, często ludzie nawet rezygnują z zamawiania napojów, starając się zredukować swoje rachunki i skupiając się tylko na tym, czego nie mają w domu, czyli na jakimś daniu, które wymagałoby czasu na przygotowanie samodzielnie. Dlatego branża restauracyjna liczy na ogródki i na sezon letni, kiedy więcej osób ma możliwość spontanicznego wejścia do restauracji.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Nowa Škoda Kodiaq PHEV na trasie do Wisły

Czyli są powody do optymizmu?

Zawsze byłem optymistą, nawet w obliczu trudności. Jednak mimo mojego entuzjazmu, nie dostrzegam obecnie żadnego widocznego horyzontu, który zapowiadałby nadejście lepszych czasów. Przez pewien czas pracowałem w branży finansowej. W latach 2006-2011 miałem jedną z większych firm doradztwa finansowego, która współpracowała również z money.pl, nazywała się Gold Finance. Miałem 29 lat, sprzedałem firmę i zmieniłem branżę.

Można powiedzieć, że choć stracił pan na kryzysie w 2008 r., to jednak w ogólnym rozrachunku pan zyskał?

Ta sytuacja nauczyła mnie, że warto inwestować i rozwijać. Teraz gdy jest kryzys, staram się zachęcać ludzi i naciskać na wszystkich, którzy dzwonią w sprawie franczyzy, do współpracy. Dlaczego? Ponieważ sytuacja nie może być gorsza, a jeśli już się pogorszy, to tylko minimalnie.

Czyli jest tak źle, że warto inwestować?

Teraz, kiedy nowi przedsiębiorcy wchodzą na rynek i otwierają swoje biznesy, znają aktualne stawki płac, cen usług i produktów w swojej branży. Dla nich to jest norma. Poza tym, kiedy zaczyna się własny projekt, to ma się bardzo dużo energii, determinacji i po prostu się chce.

A jak modyfikować działający biznes, żeby dostosować się do obecnej sytuacji? Może zmienić menu? Dodać coś nietypowego?

Tak, nie da się ukryć, że wstrzelił się pan z ofertą w czas ożywionej dyskusji na temat jedzenia robaków w Polsce.

Tak, informacja, że można u nas zjeść burgera z robakami, szybko rozeszła się w sieci. Większość może nie wiedzieć dokładnie, o co chodzi, ale wiedzą, że mówimy o robakach. To budzi zainteresowanie. Niekoniecznie pójdą od razu, ale może zdecydują się na odwiedzenie naszej oferty w przyszłym miesiącu, gdy już nie będzie w niej robaków.

Skąd pomysł na akurat robaki?

Często sięgamy po ekstremalne i widowiskowe nowinki takie jak najostrzejsze danie, jadalne złoto, czarna bułka czy pięciokilogramowy burger. Dlatego też zdecydowaliśmy się na ten krok.

Czyli ekstremalna oferta jest formą promocji? Stąd sięganie po nowinki? 

Nie, nie jest jedynie formą promocji. Raczej staramy się wyłapywać nowości i ciekawostki kulinarne. Najważniejszą formą naszej promocji jest dobre jedzenie. To podstawa.

Jak to wygląda z perspektywy czasu? Czy wprowadzenie robaków do burgerowego menu nie doprowadził do odpływu klientów?

Mieliśmy świadomość, że będzie głośno i będzie dużo hejtu od osób, które nawet nie mają pojęcia, gdzie są nasze restauracje i co serwujemy. Nie odnotowaliśmy odpływu klientów ani żadnych komentarzy czy niepokojących pytań odnośnie do oferty z ich strony.

Robaki, o których mówimy, są w tym przypadku dodatkiem, ale co sądzie pan o trendzie odchodzenia od mięsa, jako właściciel sieci burgerowni?

Kilka lat temu popularne były knajpy wegańskie, ale myślę, że ten czas powoli się kończy.

Dlaczego?

Dodam, że w naszej ofercie mamy wegańskie dania od 2018 r. Restauracje wegańskie, które działały przed 2017 r., miały naprawdę dużo klientów. Jednak wprowadzenie przez Biedronkę czy Lidla tanich wegańskich produktów miało znaczący wpływ na zachowania konsumenckie. Bezmięsne alternatywy są reklamowane w telewizji, w sieci, w gazetkach promocyjnych. Poza tym już nie trzeba szukać specjalnych niszowych restauracji. Teraz oferta wegańska trafił do zwykłych restauracji, więc nie trzeba już się specjalnie rozglądać. Większość restauracji oferuje teraz sensowne, dobrze wyglądające i smaczne dania wegańskie przygotowane z szacunkiem do zamawiającego.

Czyli wielki biznes wchodzi w wege?

Polmlek, jedna z największych mleczarni w Polsce, zainwestowała w firmę Wege Siostry, która specjalizuje się w produkcji past do smarowania chleba, głównie opartych na nerkowcach i różnorodnych aromatach. Dlaczego dokonali tej inwestycji? Głównie dlatego, że im więcej osób będzie zainteresowanych alternatywą dla tradycyjnego mleka pochodzącego od krów, tym większa szansa, że będą kupować od nich. Im większy będą mieć asortyment reprezentatywnych produktów, tym bardziej przyciągną klientów. Dlatego zdecydowali się nabyć firmę Wege Siostry, które przyciągają klientów, którzy zrezygnowali z jedzenia serów. Ponieważ kiedy przestaje się jeść ser, potrzebuje się czegoś innego, jak smarowidła, ponieważ suchy chleb jest niejadalny. To właśnie pokazuje, że biznes czuje zmiany i podejmuje odpowiednie działania. Przykładem może być wprowadzenie przez McDonald's wegeburgera, co jest jasnym sygnałem, że ta zmiana przynosi zyski.

Czyli tam, gdzie konserwatywni politycy widza zagrożenie dla "wolności jedzenia mięsa", wielki biznes widzi szansę na zarobek? Co z branżą mięsną w takim razie? Ochoczo chce iść w stronę wege?

Są osoby z branży mięsnej, które próbują zapobiec temu, aby roślinne produkty nie były nazywane wołowiną czy innymi mięsnymi nazwami. Nazywam ich zgredami i uważam, że to przypadki beznadziejne. Zamiast inwestować w rozwój przyszłościowej branży, upierają się przy ubijaniu bydła i zwierząt. To bezcelowe działanie. Poza tym dzięki ich protestom Polacy dowiadują się o alternatywach dla mięsa.

Roślinne kotlety mogą "krwawić" i być podobne do mięsa medium rare. Ludzie coraz bardziej akceptują takie rozwiązania i nie ma już w tym niczego nadzwyczajnego. Roślinne produkty często smakują nawet lepiej niż mięsne, ponieważ są lepiej doprawione. Smak kurczaka na patelni bez dodatków jest raczej mdły, ale to właśnie przyprawy nadają smak potrawie.

Wróćmy jeszcze do czasu pandemii. Jak ona zmieniła gastronomię? Czy trend dotyczący zamówień w pana opinii się utrzymuje?

Były momenty, kiedy brakowało kartonów. Nasze pudełka do pizzy nie mogły być wyprodukowane z naszym logo, ponieważ nie było wystarczającej ilości kartonów do nadruku. W rezultacie musieliśmy korzystać ze zwykłych kartonów - tak samo, jak wiele innych firm, niezależnie od ich rozmiaru. Teraz zainteresowanie zamawianiem jedzenia na wynos nieco się zmniejszyło.

Branża gastronomiczna jest w ciągłym kryzysie, co wymusza na niej zmiany. Czy sytuacja wróci do stanu sprzed pandemii?

Branża przetrwa, ale nastąpi redukcja biznesów. Jak w przypadku każdej zagłady, część się dostosuje i będzie działać dalej, a część zniknie. Biznes się uodporni na nowe warunki. Już powstają nowe restauracje w mniejszym formacie. Po wejściu widzimy torby ich własnych dostawców, a w drzwiach mijamy kurierów pracujących dla popularnych portali zamówień. Powstają też wielkoformatowe restauracje, zatrudniające powyżej 50 osób. Niewykluczone, że gdy sytuacja się unormuje, to wrócą restauracje średniej wielkości casual dinning, których teraz jest coraz mniej.

Michał Krawiel, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(30)
WYRÓŻNIONE
i tyle
rok temu
Nigdy nie zjem nic w jego lokalach. Po pierwsze, ze względu na jego butę i arogancję. Po drugie, ROBAKI. Nie życzę sobie, brzydzę się i nie mam potrzeby jedzenia robactwa w jakiejkolwiek formie. Zawsze istnieje ryzyko, że jakiś dostanie się do innego dania. Ci sami ludzie, tymi samymi narzędziami, przyborami, naczynia, wstawiają do tego samego pieca etc. W sklepie na etykiecie mam przynajmniej ostrzeżenie, że w zakładzie używa się orzeszków, sezamu, czegokolwiek i istnieje zagrożenie dla przykładowo alergików. Po trzecie, cytat "Roślinne produkty często smakują nawet lepiej niż mięsne, ponieważ są lepiej doprawione." - Guzik prawda. Porządnego steka czy burgera wystarczy posolić a ta breja z zielska i soi bez tony "przypraw" i chemii nie nadaje się nawet na nawóz. To dziwne, że ludzie, którzy szczycą się tym, że nie jedzą zwierząt, swojemu jedzeniu nadają formy pokarmów zwierzęcych - jakieś mleka sojowe, sery z nerkowców, parówki wege, kotlety sojowe, burgery z siana, flaki roślinne, jajka z niewiadomoczego, cokolwiek. Mnóstwo w tym chemii i podejrzanych procesów produkcyjnych. Ile trzeba syfu władować w te roślinne odpady, żeby jakaś breja stała się "wędliną wege". Nic dziwnego, że to kosztuje drożej niż szynka czy baleron.
Anonim
rok temu
Z tymi robakami to będzie tak , jak z tatuażami. Będą promować celebryci, sportowcy itd. z biegiem czasu ludzie zaczną brać przykład. Na szczęście jestem odporny na tego typu działania :)
Mefedyl
rok temu
Swoją drogą ile ten sprzedawczyk dostał od globalistów kasy na prowadzenie tej działalności i wprowadzanie narracji jedzenia robaków? Idę o zakład, że sam tego by nie ruszył. Czysta kpina ale ludzie to w większości tępe przypadki i wmówić im można wiele.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (30)
Zosia
rok temu
co ty brałeś człowieku ????
Adolfina
rok temu
Dobry artykuł..już wiem gdzie nie będę jadal
Spokojnie
rok temu
W następnym takim artykule dowiemy się że Gessler też wprowadza robaki do kuchennych rewolucji
Nie dla mnie
rok temu
Mam nadzieję że autor tego artykułu wie o czym pisze, doslownie to pewnie degustowł te burgery z robaczkami .... Smacznego
ciekawy
rok temu
Świrów u nas dostatek,za łapówę to nawet robaki podają . Wszystkie pisiaki będą teraz waliły do swojskiej restaury a Mateo główny wykonawca woli harariego pewno pierwszy?
...
Następna strona