"Uprzedzenie optymistyczne" dotyka często przedsiębiorców prących za wszelką cenę do swojej wymarzonej idei. Do osób nim dotkniętych nie dociera, że to, co robią, nie ma szans powodzenia. Czy z wyborami korespondencyjnymi 10 maja było podobnie? Sęk w tym, że zmarnowano przy tym mnóstwo pieniędzy i złamano prawo.
W skrócie: wybory prezydenckie pierwotnie zaplanowano na 10 maja. Szybko stało się jasne, że nie da się ich przeprowadzić w warunkach pandemii. Zamiast po prostu je przełożyć, PiS dążył do zorganizowania głosowania korespondencyjnego. Mimo braku odpowiednich przepisów (dopiero dziś - 7 maja - Sejm przegłosował odpowiednią ustawę) minister Sasin zlecił druk kart wyborczych (bez akceptacji Państwowej Komisji Wyborczej)
państwowej firmie. Potem okazało się, że drukuje je prywatna drukarnia. Za dystrybucję kart miała odpowiadać Poczta Polska, na podstawie naprędce przeforsowanych przepisów. Cała operacja zakończyła się gigantycznym fiaskiem, bo wybory z pewnością zostaną przełożone.
- Ktoś musi za to odpowiedzieć, bo ktoś takie polecenie wydał i to będzie przestępstwo z artykułu 231 Kodeksu karnego, czyli niedopełnienie obowiązków lub przekroczenie uprawnień. Prokuratura musi wszcząć postępowanie w tej sprawie, stwierdzić najpierw, czy doszło do popełnienia przestępstwa. Zapewne doszło. Następnie powinna komuś powinna postawić zarzuty – mówi w rozmowie z money.pl prof. Marek Chmaj, prawnik i konstytucjonalista, wiceprzewodniczący Trybunału Stanu (rekomendowany przez PO).
To przestępstwo jest zagrożone karą więzienia do lat trzech, ale gdyby z jego popełnieniem wiązało się przyjęcie korzyści majątkowej lub osobistej, sprawca może posiedzieć od roku do 10 lat.
Kolejny prawnik, prof. Wojciech Sadurski, pisze na Twitterze o jeszcze innej możliwości: przestępstwie niegospodarności na wielką skalę, co może zostać wycenione na 10 lat za kratami.
Kogo można oskarżyć?
Kto odpowiada za zlecenie druku kart wyborczych? Odpowiedzialnym za to zadanie stał się podobno minister aktywów państwowych Jacek Sasin. Ale wskazywano też na ministra spraw wewnętrznych i administracji, koordynatora służb specjalnych – czyli Mariusza Kamińskiego, bo pod niego podlega Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych. Trudno byłoby ich jednak posądzać o samowolkę i działania bez wiedzy i akceptacji premiera Mateusza Morawieckiego. Zresztą to przecież on podpisał decyzję, na podstawie której drukuje się karty. Zrobił to zresztą w oparciu o specustawę antykryzysową, która dotyczy walki z pandemią i umożliwia mu wydawanie poleceń spółkom Skarbu Państwa.
Komu w takim razie powinno się postawić zarzuty?
- To już zależy od prokuratury. Sprawcą jest ten, kto realnie wydaje dyspozycje, ale odpowiedzialność pomocnika jest taka sama jak sprawcy. A zatem: ktoś druk nakazał, ktoś wskazał pozabudżetowe źródło finansowania, ktoś to realizował. Budżet przecież nie przewidywał drukowania kart bez żadnej podstawy prawnej, a mówimy o bardzo dużych pieniądzach, to są środki publiczne pochodzące z naszych podatków – mówi nam prof. Chmaj.
Prawnik uważa, że wydanie polecenia druku pakietów wyborczych nie mieści się w zakresie specustawy, bo nie jest związane walką z pandemią. Jego zdaniem zatem chociaż ustawa umożliwia premierowi wydawanie poleceń spółkom SP, to takie polecenie musi dotyczyć przeciwdziałania epidemii.
- Ten przepis nie odnosi się do druku kart wyborczych. Tu nie chodzi o przepłacenie za coś, co dotyczy walki z koronawirusem. Chodzi przecież o nakazanie drukowania czegoś, co nie jest dokumentem urzędowym. To nie jest walka z pandemią, tylko polecenie polityczne i pod wyłączenia tzw. tarczy 2.0 nie może podlegać – mówi prof. Chmaj.
Skąd wzięły się pieniądze na druk kart?
- To środki publiczne i mamy prawo poznać, z jakiego konta, której instytucji zostały przelane, w jakiej wysokości, czy było zamówienie publiczne czy go nie było. To nie było działanie związane z walką z pandemią, a zatem tu musiałoby być przeprowadzone formalne postępowanie w ramach przepisów o zamówieniach publicznych. A wydatkowanie środków publicznych poza procedurami zamówień publicznych to też jest przestępstwo – mówi nam prof. Chmaj.
Tak naprawdę nie wiadomo, ile pieniędzy pochłonął druk niepotrzebnych kart, niezgodnych z żadnym wzorem i bez jakiejkolwiek podstawy prawnej. Pierwotnie na druk kart Państwowa Komisja Wyborcza zamierzała przeznaczyć 9 milionów złotych. Biorąc pod uwagę, że do tego doszły 3 koperty i jeden druk, koszt ten wzrósł zapewne kilkakrotnie. Trzeba też pamiętać o tym, że zlecono go prywatnej firmie i to w trybie ekspresowym, a więc znowu drożej.
Ile wydano na druk kart wyborczych?
Jedyna osoba, która ma na ten temat pełną wiedzę, mówi: "nie powiem". Tak można podsumować lapidarne stwierdzenie Jacka Sasina na antenie RMF FM. Pytany, ile kosztował Pocztę Polską druk kart wyborczych, minister odparł: "Wiem, ale nie mogę teraz powiedzieć".
Dopytywany, kto zapłaci za druk kart powiedział, że "są opłacane z pieniędzy publicznych" i że nie pójdą na przemiał, bo "są dobrze zabezpieczone".
- Wokół tej sprawy prokuratura musi wszcząć postępowanie, zwłaszcza że niedługo mogą zacząć wpływać do Sądu Najwyższego protesty na brak wyborów, wskazujące na przestępstwo przeciwko wyborom. Przestępstwo przeciwko wyborom jest jedną z podstaw do złożenia protestu wyborczego – konkluduje prof. Chmaj.
Pozostaje jednak pytanie, czy prokuratura kierowana przez Zbigniewa Ziobrę podejmie ten temat. W końcu w trybie ekspresowym utrącała już nieporównywalnie bardziej błahe postępowania. Dlatego też niektórzy politycy proponują już powołanie parlamentarnej komisji śledczej. Z kolei prof. Ewa Łętowska sugeruje, że sprawą powinna zająć się Najwyższa Izba Kontroli.
- Do NIK spłynęło już sporo wniosków o kontrolę tej sytuacji, złożonych przez posłów i dotyczących wielu wątków. W tej chwili trwa ich analiza – informuje money.pl Zbigniew Matwiej, szef biura prasowego NIK.
Najwyższa Izba Kontroli nie ma uprawnień do karania, ale po przeprowadzeniu kontroli wskazuje nieprawidłowości, które należy naprawić. A w niektórych przypadkach składa zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa do prokuratury lub innych organów ścigania.
Co z wyborami? Dziś wiemy tyle, że dzięki porozumieniu Jarosława Kaczyńskiego i Jarosława Gowina zostaną przełożone, ale nie wiadomo na jaki termin, jak będzie wyglądało ich przeprowadzenie i do kogo będzie należała ich organizacja. W każdym razie wszystkie przygotowania przeprowadzone przez Jacka Sasina poszły jak przysłowiowa krew w piach.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie