Wybory wygrane, większość zdobyta i zabezpieczona, ale Jarosław Kaczyński jest daleki od zadowolenia. I nie jest ważne, że pobił wyborcze rekordy, a PiS zebrał najwięcej głosów w historii. Ponad 8 mln. To o blisko 2,3 mln głosów więcej niż w 2015 roku. Nie jest też ważne, że będzie rządził samodzielnie. Chciał więcej.
"Liczyliśmy na więcej" - tak sugerował w zasadzie w każdej sekundzie swojej wypowiedzi podczas wieczoru wyborczego. - Zasługujemy na więcej - powiedział w końcu. I taki nastrój prezesa Kaczyńskiego nie powinien dziwić. Prawo i Sprawiedliwość na ostatniej prostej kampanii zaplanowało spore wydatki, by podkręcić wynik.
Jak wynika z szacunków money.pl, partia Jarosława Kaczyńskiego wydała na zdobycie każdego wyborczego głosu około 5,5 tys. zł. A to tylko podsumowanie wydatków zrealizowanych lub zaplanowanych na chwilę przed wyborami. PiS podniósł w ciągu 4 lat liczbę wyborców o 40 proc.
Pieniądze znacznie pomogły, a lista wydatków jest spora. 20 mld zł co roku będzie trafiać na rozszerzony program "Rodzina 500+" - to wydatek tylko na pierwsze dziecko w rodzinie. Kolejne 10 mld zł powędruje na przyszłą 13. emeryturę i tyle samo na 14. emeryturę, która pojawi się w połowie kadencji - w 2021 roku.
Do tego 3 mld zł rocznie powędruje z budżetu na obniżkę podatku dochodowego z 18 do 17 proc. (a drugie tyle zapłacą samorządy). Kolejny 1 mld zł na program 0 PIT dla młodych (i znów drugą połowę zapłacą samorządy). Suma? 44 mld zł rocznie.
A mówimy tylko o koszcie rocznym wszystkich propozycji, które PiS zaprezentował w ostatnich miesiącach. Jednocześnie część propozycji jeszcze się tworzy. Od ich szczegółów zależą kolejne wydatki.
I tak: w grze jest chociażby zmniejszenie składek na ubezpieczenia emerytalne dla blisko 300 tys. przedsiębiorców. Wśród pomysłów do rozwijania jest jeszcze fundusz zapewniający rozwój transportu autobusowego w małych gminach, który powstał przy okazji wyborów do Parlamentu Europejskiego. Pomysł jednak wciąż startuje, kwoty dopłat do autobusów z roku na rok mają rosnąć.
Wciąż bez konkretów jest też pomysł budowy 100 dodatkowych obwodnic w Polsce. Gdzie, w jakim terminie, z jakich pieniędzy? Tego PiS nie powiedział. Partia za to zawarła tę propozycję w ramach tzw. "Piątki Jarosława Kaczyńskiego na 100 dni rządów". A i ten pomysł może być wart dziesiątki miliardów złotych. Duża obwodnica Warszawy będzie warta 15 mld zł. Przez takie dodatkowe i wciąż nieokreślone wydatki ostateczny koszt zdobycia jednego mandatu może być zdecydowanie wyższy.
Zostając przy kwocie 44 mld zł i ponad 8 mln głosów (to dane z 99 proc. komisji wyborczych) można łatwo ustalić, że koszt jednego zdobytego głosu to około 5,5 tys. zł. Jeśli z kolei sprawdzimy tylko przyrost poparcia w stosunku do 2015 r., okaże się, że za każdy z ponad 2,3 mln dodatkowych głosów PiS "zapłacił" w transferach socjalnych 19 tys. zł.
Koszt jednego głosu będzie też wyższy, gdy spojrzymy na pomysły PiS nie w perspektywie rocznej, a przez pryzmat całej kadencji. Gdyby zmienić metodę, to hojność PiS spokojnie przekroczyłaby wartość 100 mld zł tylko w przedwyborczym ciągu obietnic. W ciągu całej kadencji rozszerzenie programu "Rodzina 500+" będzie kosztować ponad 80 mld zł. A to koszt jedynie płatności na pierwsze dzieci w rodzinie. W sumie cały program wart będzie dokładnie dwa razy więcej.
Z kolei do portfeli emerytów powędruje od 70 do 100 mld zł w ciągu czterech lat. Jak wynika z szacunków money.pl, średnio każdy z seniorów otrzyma po 10 tys. zł od 2019 do 2023 roku.
Gdyby w wyliczeniach uwzględnić koszt pełnej kadencji, to zdobycie jednego głosu warte byłoby aż 20 tys. zł. Warto też uwzględnić, że spora część wyborców nawet bez programów oddałaby głos na PiS. Gdyby od ostatecznego wyniku odciąć tych, którzy zdecydowali się głosować na PiS tylko za sprawą pieniędzy, to koszt ich jednego głosu byłby jeszcze wyższy.
Z danych Państwowej Komisji Wyborczej wynika, że po przeliczeniu 99 proc. głosów PiS może się pochwalić wynikiem ponad 8 mln wyborców.
- Pokażemy, że znamy się na gospodarce - zapewniał podczas wieczoru wyborczego prezes Jarosław Kaczyński. W podobnym tonie wypowiadał się Jerzy Kwieciński, minister inwestycji i rozwoju oraz szef resortu finansów, w rozmowie z money.pl. Zwracał uwagę, że w ciągu ostatniej kadencji PiS udowodnił, że zna się na finansach i jednocześnie dba o budowanie dobrobytu Polaków. Łatwo wyczuć, że w ekipie PiS transfery socjalne miały zapewnić zdecydowanie wyższy wynik wyborczy.