W Polsce działają 32 Banki Żywności, które ratują jedzenie przed zmarnowaniem (rocznie do kosza trafia 4,8 mln ton pożywienia) i niosą pomoc osobom najbardziej potrzebującym (w naszym kraju poniżej poziomu skrajnego ubóstwa, czyli za mniej niż 600 zł miesięcznie, żyje 1,6 mln osób).
Banki Żywności docierają z 64 tysiącami ton jedzenia do 1,5 mln osób, w tym seniorów, rodzin wielodzietnych, bezrobotnych, bezdomnych, niepełnosprawnych, wychodzących z nałogów i wielu innych. Robią to za pośrednictwem 3,2 tys. organizacji współpracujących: jadłodajni, świetlic środowiskowych, noclegowni i domów dla bezdomnych, a także ośrodków wychowawczych, hospicjów, ośrodków wsparcia dla kobiet samotnie wychowujących dzieci, domów dziecka oraz innych itp. Jednak inflacja i rosnące ceny żywności bardzo komplikują im działanie.
Przybywa potrzebujących rodzin z dziećmi i młodych emerytów
- Grupa potrzebujących jest zróżnicowana. Coraz więcej rodzin z dziećmi potrzebuje pomocy. Przez nieudane inwestycje czy nieprzemyślane pożyczki nie są w stanie związać końca z końcem. W gronie potrzebujących przybywa też coraz młodszych emerytów — wskazuje w rozmowie z money.pl Beata Ciepła, prezes Federacji Polskich Banków Żywności.
Do Banku Żywności od darczyńców — w tym przedsiębiorców, ale również osób prywatnych — napływają głównie owoce, warzywa, ryż, makaron, napoje, mleko, sery, pieczywo oraz słodycze. Dzięki tej żywności powstaje ponad 128 mln posiłków. Największe zapotrzebowanie jest jednak na produkty z długim terminem przydatności do spożycia.
- Raz otrzymaliśmy trufle. Od kilku lat jeden z producentów regularnie dostarcza nam sery pleśniowe. Gdy zaczął to robić kilka lat temu, jedna z organizacji partnerskich zgłosiła, że przekazaliśmy jej przeterminowany towar. Od tego czasu świadomość gastronomiczna w naszym kraju bardzo się zmieniła — zauważa szefowa Federacji.
Do zadań Banków Żywności należy również edukacja. Uczą jak nie marnować jedzenia i co przyrządzić z produktów, które znalazły się w koszyku dla potrzebującego. Jego zawartość to loteria.
- Uczymy ludzi, jak tanio i smacznie przyrządzać posiłki — uściśla Beata Ciepła.
Kaskada wyzwań. Pomaganie staje się coraz trudniejsze
Przed pandemią każdą pozyskaną złotówkę Banki Żywności były w stanie zamienić na 8 kg żywności. Ich bieżąca sytuacja coraz bardziej się jednak komplikuje. Za wschodnią granicą toczy się wojna, w kraju szaleje inflacja, a pod znakiem zapytania stoją unijne pieniądze dla Polski.
- Liczba osób potrzebujących rośnie, trudno mi jednak oszacować w jakim tempie, gdyż sytuacja dynamicznie się zmienia. Równocześnie rośnie zapotrzebowanie na żywność — alarmuje nasza rozmówczyni.
O tym, kto może dostać produkty z Banku Żywności, decyduje każda organizacja partnerska oddzielnie. Robi to na podstawie własnych kryteriów. Nawet gdyby organizacje współpracujące z Bankami Żywności chciały zwiększyć skalę działalności, to nie bardzo mogą to zrobić.
- Zapotrzebowanie na pomoc tak naprawdę istotnie rośnie od wybuchu pandemii. Sytuacja finansowa części Polaków się pogorszyła na etapie lockdownów, które uderzyły w wiele branż, w tym głównie gastronomiczną i turystyczną — wspomina prezeska Federacji Polskich Banków Żywności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ekstrażywność dla Ukrainy. Słabną możliwości darczyńców
Liczba potrzebujących skokowo urosła o uchodźców wojennych. W ich przypadku pomoc polega na poszukiwaniu ponadprogramowej żywności do rozdysponowania. Beata Ciepła podkreśla, że nieoceniona w tym przypadku okazała się szczodra pomoc ze strony naszego społeczeństwa. Jednak możliwości indywidualnych darczyńców się wyczerpują.
- Właśnie podsumowaliśmy zbiórkę żywności prowadzoną wspólnie z sieciami handlowymi na rzecz osób z Ukrainy. Od marca do czerwca tego roku w ramach tej akcji zebraliśmy ponad 500 ton żywności — informuje nasza rozmówczyni.
To niewielka część tego, co de facto płynie do uchodźców i na Ukrainę przez Banki Żywności. Jak szacuje nasza rozmówczyni, ok. 300 tys. Ukraińców otrzymało ponad 3 tys. ton pożywienia — głównie osoby przebywające u nas w kraju, ale nie tylko. Banki wysyłają żywność również za wschodnią granicę.
Inflacja dotyka nie tylko darczyńców. Bankom wysycha unijne źródło
Pracę Banków Żywności utrudnia inflacja. Wzrost cen paliwa, usług transportowych i prądu powoduje gwałtowny wzrost kosztów działalności. Banki same muszą zatroszczyć się o zasypanie luki finansowej. Ich problemy potęguje niepewność związana z pozyskanie funduszy unijnych w ramach Krajowego Planu Odbudowy (KPO).
- Kończą się programy realizowane w ramach perspektywy na lata 2014-20. Nowa perspektywa na lata 2021-27 jeszcze nie ruszyła. Wszystko zależy od tego, czy i kiedy Polsce uda się ostatecznie pozyskać unijne środki, szczególnie w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego Plus. Jesteśmy lekko zestresowani całą tą sytuacją — mówi Beata Ciepła.
Pieniędzy unijnych bankom wystarczy zaledwie do jesieni tego roku. W ponad połowie finansują swoją działalność właśnie z tych funduszy. Gros tych środków pochłaniają koszty magazynowania, chłodzenia, transportu pozyskanej od darczyńców żywności, ale również na zatowarowanie w ramach zamówień publicznych. Bo przedsiębiorcy przez drożyznę ograniczają dostawy.
- Procedury przetargowe w unijnym programie pomocy żywnościowej trwają miesiącami. Galopująca inflacja kładzie się cieniem na niektórych kontraktach. Np. dostawca będzie w stanie dostarczyć litr oleju na osobę zamiast czterech, na co pierwotnie się umówiliśmy. Podobne problemy mamy z cukrem — gorzko puentuje Beata Ciepła.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl