Umowę na zaprojektowanie i budowę tunelu świnoujski ratusz podpisał z konsorcjum firm PORR i Gulermak w 2018 r. Pierwotny termin zakładał, że kierowcy pojadą nim we wrześniu 2022 r. Tak się jednak nie stało. Inwestycja napotkała ogrom trudności. Wiele z nich należy przyznać, nie wynikało z winy wykonawcy.
Piotr Kledzik, prezes firmy PORR, w rozmowie z money.pl zwrócił np. uwagę na fakt, że maszynę, która wydrążyła i zbudowała ok. 1,4-kilometrowy tunel między wyspami Wolin i Uznam, wyprodukowano w Chinach.
I już na tym etapie pojawił się poważny problem. Maszynę montowano w mieście Wuhan, gdzie wybuchła pandemia koronawirusa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ostatecznie maszynę, której mieszkańcy Świnoujścia nadali nazwę "wyspiarka", udało się sprowadzić przez Arktykę i Cieśninę Duńską. - Mieliśmy opóźnienia, nie da się ukryć. Ale kiedyś obiecałem prezydentowi, że otworzymy ten tunel na wakacje, i tak się stało - mówi Kledzik.
Tunel w Świnoujściu "jak z klocków LEGO"
Warto zaznaczyć, że i bez pandemii COVID-19 czy wojny w Ukrainie, które podniosły koszty prac, ale też je opóźniły (przez odpływ pracowników fizycznych), inwestycja - delikatnie mówiąc - nie należała do najłatwiejszych.
- Przede wszystkim idziemy pod nurtem - wyjaśnia Kludzik, gdy po oficjalnej części otwarcia zaproszono gości na spacer tunelem. - Nad nami mamy rzekę i to zupełnie płytką, co w tym przypadku jest okolicznością utrudniającą. Gdyby coś się stało, to nurt mamy w tunelu.
By uniknąć zalania, wykorzystano maszynę, która przy pomocy nadciśnienia wypychała wodę, a następnie układała tzw. tubingi, czyli żelbetowe elementy w pierścień. Każdy taki element waży ok. 12 ton.
Szef PORR podkreśla, że nie tylko tubingi, ale praktycznie wszystkie (poza wyjątkami, jak wierzchnia warstwa asfaltu) elementy tunelu były wyprodukowane poza nim. - To jest tunel jakby złożony z "klocków lego" - mówi. Realizację inwestycji porównuje też do montowania modelu statku w butelce.
Zamrozić, wydrążyć, zalać, uszczelnić
Problematyczna była także np. budowa wyjść ewakuacyjnych. Tunel ma jedną nitkę. Gdyby miał dwie, jak np. tunel na zakopiance, to w przypadku zadymienia lub innej kryzysowej sytuacji w jednej odnodze, ludzie mogliby być ewakuowani drugą. Pod Świną jest jednak jedna komora.
Wyjście awaryjne z tunelu w Świnoujściu znajduje się pod jezdnią. By tam się dostać, trzeba wyjść de facto poza tunel - specjalną klatką schodową dostać się na "dno" obiektu. A tego już "złożyć z klocków" się nie dało.
Co zrobił wykonawca? Na początku dosłownie zamroził grunt wokół tunelu, następnie wydrążył w nim klatkę, a następnie zalał ją betonem. Dzięki temu woda nie dostała się do środka w trakcie prac. - Z wewnątrz klatka wygląda zwyczajnie, ale inżynieryjnie to jest niesamowita sprawa - komentuje Piotr Kledzik.
Sukces polskich inżynierów, którzy skorzystali z doświadczeń z zagranicy
Minister Infrastruktury Andrzej Adamczyk wiele ciepłych słów poświęcił polskim inżynierom, którzy sprostali zadaniu. Mówił nawet, że przyjeżdżali eksperci z zagranicy, żeby podglądać, jak sobie radzą wykonawcy inwestycji. Trzeba też jednak zaznaczyć, że budowniczowie także korzystali z doświadczeń innych krajów.
- Projekt był wykonany przez konsorcjum firm z Polski, Włoch i Austrii - mówi money.pl szef PORR. Wybór krajów, z których pochodziły zagraniczne biura projektowe, nie był przypadkowy. Włosi i Austriacy mają na swoim koncie wiele tunelów, m.in. przez Alpy.
Budowa tunelu w Świnoujściu kosztowała ok. 900 mln zł. Z tego 85 proc. stanowi unijne dofinansowanie, natomiast 15 proc. to wkład magistratu.