Film ze zdarzenia portal augustow.org opublikował na Facebooku. Widać na nim, że po detonacji komin nie runął na teren zielony, ale w przeciwnym kierunku - na pusty w tym momencie plac budowy nowego bloku.
- Mówienie, że komin mógł upaść na zbudowany - choć jeszcze niezamieszkały - blok, czy też na - stojący z drugiej strony - tłum gapiów jest spory nadużyciem. Nie było żadnego zagrożenia. Ani dla bloku, ani tym bardziej ludzi - komentuje w rozmowie z TVN24 Krzysztof Glijer, właściciel firmy saperskiej, która wyburzała komin po byłym tartaku na Lipowcu w Augustowie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Złośliwy komin
Wyburzenia zażyczył sobie deweloper, który stawia nowy budynek mieszkalny. Do detonacji użyto 12 kilogramów dynamitu. Konstrukcja upadła na ogrodzenie placu budowy, ale właściciel firmy saperskiej wyjaśnia, żeby był to jeden ze scenariuszy zdarzenia.
- Taki był jeden z dwóch wariantów. W pierwszym, i dla nas lepszym, miał upaść na pusty teren zielony. Zachował się jednak tak, jak się zachował i runął na plac budowy. To był drugi wariant. Jak to się mówi - złośliwość rzeczy martwych - powiedział TVN24 Krzysztof Glijer, dodając, że ma na koncie ponad 50 detonacji.
Przedsiębiorca zaznaczył, że dotychczas wszystkie konstrukcje wysadzane przez jego firmę upadały zgodnie z pierwotnym planem. - Ogrodzenie nie zostało zdemontowane, bo - zakładając że komin spadłby w tym miejscu - chcieliśmy, aby metalowy płot powstrzymał w jakiejś mierze elementy budowli, które odłamałyby się po detonacji. Co też się stało - skomentował.