Do Sejmu trafił projekt autorstwa grupy posłów Trzeciej Drogi i Koalicji Obywatelskiej, dotyczący wsparcia odbiorców energii. Propozycja zakłada m.in. liberalizację zasad budowy lądowych elektrowni wiatrowych. Pomysł, a właściwie sposób jego realizacji, wzbudził ogromne kontrowersje. Tak duże, że ekipa Donalda Tuska musiała się z niego tłumaczyć.
Głównym problemem zmian w tzw. ustawie wiatrakowej jest to, że projekt został zgłoszony bez wzięcia pod uwagę społecznego odbioru regulacji, w tym błędnych interpretacji przepisów. Stąd tak skrajne emocje - mówi money.pl Jakub Wiech, ekspert w zakresie energetyki.
Największe obawy wzbudziły przepisy zmieniające ustawę o gospodarce nieruchomościami, a konkretnie art. 6 tej ustawy, definiującego tzw. cele publiczne, których realizacja może pociągać za sobą np. wywłaszczenia. Specjaliści w zakresie prawa energetycznego, czyli np. adwokat Anna Kucińska, wskazują, że zgłoszony przez KO i Trzecią Drogę projekt nie umożliwi wywłaszczania pod budowę wiatraków, gdyż jest to możliwe wyłącznie na podstawie decyzji o ustaleniu lokalizacji inwestycji celu publicznego. Projekt nowelizacji ustawy wiatrakowej nie przewiduje wydania takiej decyzji - zauważa Wiech w rozmowie z money.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak jednak dodaje, opracowujący projekt politycy opozycji powinni przewidzieć to, jak jego treść zostanie zinterpretowana przez opinię publiczną.
- Umieszczenie turbin wiatrowych w katalogu projektów, który związany jest z możliwością wywłaszczenia, to dolanie oliwy do ognia emocji społecznych związanych z transformacją - nawet jeśli analiza przepisów wskazuje, że wywłaszczenie w przypadku wiatraków możliwe nie jest - przekonuje Wiech.
Zabrakło zatem wrażliwości społecznej i odpowiedniej komunikacji. To zaś zostało sprzęgnięte z - moim zdaniem - błędnymi przepisami projektu ustawy, takimi jak np. rażące naruszenie standardów ochrony środowiska poprzez obniżenie minimalnej odległości między wiatrakami a parkami narodowymi do zaledwie 300 metrów - podkreśla ekspert.
"Nie ma mowy o wywłaszczeniach"
- Nie ma żadnej mowy o żadnych wywłaszczeniach pod wiatraki. To jest jedno wielkie kłamstwo, co więcej zapewniamy w tej ustawie pełną procedurę, która chroni interesy mieszkańców przed ewentualnym negatywnym wpływem takich inwestycji - powiedział w czwartek na konferencji prasowej w Sejmie jeden z liderów Koalicji Obywatelskiej Borys Budka.
- Gwarantujemy również, że nikt nie będzie mógł blokować ewentualnie dostępu do takich źródeł energii elektrycznej, ekologicznej, zapewniając, że jeżeli zgodnie z prawem, zgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego będzie wydana taka decyzja, to jednocześnie przyłącze może być realizowane w trybie administracyjnym, dlatego, że gdy już legalna zgoda zgodnie z wymogami środowiskowymi będzie wydawana przez odpowiednie organy, wówczas taką inwestycję, można uznać za inwestycję celu publicznego - wskazał poseł KO.
Przedstawiciele nowej sejmowej większości odpierają zarzuty, przekonując, że ustawa w zamyśle jest dobra i o żadnych wywłaszczeniach nie ma w niej mowy.
Trzeba zrobić wszystko, żeby uwolnić proces związany z tym, żeby OZE (odnawialne źródła energii - przyp. red.) i zielona energia rozwijały się, a w Polsce PiS nie pozwalał na to - powiedział szef klubu Lewicy Krzysztof Gawkowski.
Dopytywany przez dziennikarzy, czy powinno odbywać się to nawet kosztem wywłaszczeń, odparł: "Rozmawiamy o różnych koncepcjach dotyczących tego, jakie mają być ostateczne rozwiązania w tej ustawie".
Gawkowski podkreślił, że choć projekt już wpłynął do Sejmu, to jest przed pierwszym czytaniem, które zostało zaplanowane na przyszły tydzień.
Zmiany ws. wiatraków. Co zakłada projekt?
Obecnie obowiązujące przepisy - wprowadzone nowelą z marca tego roku - przewidują, że minimalna odległość turbin wiatrowych od zabudowań ma wynosić 700 metrów, a nie jak wcześniej 10-krotność maksymalnej wysokości turbiny (tzw. reguła 10H - przyp. red.).
W uzasadnieniu do projektu opozycji napisano, że "proponuje się, by miejsce budowy elektrowni wiatrowej uzależnić od mocy hałasu, jaki emitują".
W przypadku nowocześniejszych urządzeń o niskim natężeniu hałasu ich lokalizacja będzie mogła nastąpić w bliższym otoczeniu zabudowy mieszkaniowej. Wiatraki cichsze będą mogły stanąć bliżej, natomiast te głośniejsze powinny być lokowane znacznie dalej od zabudowań, tak aby nie powodować uciążliwości - wyjaśniono.
Wiatraki nawet 300 metrów od zabudowań
W uzasadnieniu czytamy też, że w projekcie przyjęto "graniczną minimalną odległość lokalizowania nowych elektrowni wiatrowych od obszarów podlegających ochronie akustycznej o wartości 300 m nawet w przypadku turbin wiatrowych cichszych niż 100 dBA (jednostka natężenia dźwięku - przyp. red.) z uwagi na wielkość tych konstrukcji".
Projekt zakłada również zamrożenie cen prądu, gazu i ciepła dla gospodarstw domowych i podmiotów wrażliwych do końca czerwca przyszłego roku. Niezmienione mają pozostać zarówno obecne limity zużycia, jak i grupy objęte ochroną. Pieniądze na finansowanie wsparcia mają pochodzić m.in. z Funduszu COVID-19, który będzie zasilany z gazowej składki na Fundusz Wypłaty Różnicy Ceny za 2022 r. Według portalu wysokienapiecie.pl operacja zostanie sfinansowana na koszt Orlenu.
"Koalicja Oszustów", "zapisy szkodliwe dla Polaków"
Do projektu posłów KO i Trzeciej Drogi krytycznie odnieśli się w mediach społecznościowych politycy PiS, w których ocenie realizacja pomysłu opozycji wiąże się z wywłaszczeniami pod budowę farm wiatrowych.
"Miał być popcorn i jest! Tylko zajadają się nim lobbyści! W Polsce padł dziś rekord świata! Tym razem nie ma się jednak z czego cieszyć, bo to światowy rekord w aferach! Afera Wiatrakowa wybuchła zanim podjęli próbę stworzenia rządu. Bez konsultacji, bez analiz, bez przygotowania politycy PO i Polska 2050 chcą ustawić wielkie turbiny przy domach Polaków. Kto straci? Polacy! Kto skorzysta? Lobbyści!" - napisał premier Mateusz Morawiecki na Facebooku.
"Czy w ten sposób Platforma spłaca dług wobec swoich patronów? Afera wiatrakowa to dowód na to, czyje interesy w rzeczywistości reprezentuje Koalicja Oszustów" - napisał na platformie X rzecznik PiS Rafał Bochenek.
Były szef kancelarii premiera Morawieckiego Michał Dworczyk również wskazał, że "projekt ustawy wiatrakowej autorstwa Polski 2050 zakłada m.in. przymusowe wywłaszczenia pod budowę farm wiatrowych, a przy tym dopuszcza możliwość stawiania wiatraków w odległości nawet 300 metrów od prywatnych posesji!". "Fatalne, szkodliwe dla Polaków zapisy. Dobre zapewne dla biznesu, przede wszystkim tego z zagranicy" - zaznaczył.
Do sprawy odniósł też były wicepremier, minister aktywów państwowych Jacek Sasin. "Nie dość, że większość sejmowa swymi bezmyślnymi pomysłami na mrożenie cen energii topi Orlen na miliardy złotych. I osłabia tym bezpieczeństwo Polski. Jest coś jeszcze. W projekcie ekipy Tuska i przyległości nie ma mrożenia cen energii dla małych i średnich firm. Tak, to ta sama ekipa, która w kampanii reklamowała się jako głos małego i średniego biznesu. Amatorzy od frazesów w kampanii" - podkreślił.
Wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta zwrócił uwagę, że "miała być przejrzysta legislacja, konsultacje, brak wrzutek, a pierwszą ważną ustawą gospodarczą, którą koalicja Tuska składa w Sejmie, jest ustawa wiatrakowa połączona z konfiskatą zarobków Orlenu". "Wiatraki będzie można budować 300 m od waszego domu. Jeśli wam się to nie będzie podobało albo jeśli jakiś inwestor, zapewne zagraniczny, zakocha się w waszej działce, będziecie mogli zostać wywłaszczeni, by sobie postawił tam wiatraki" - napisał.
"Prezydent Andrzej Duda będzie postawiony przed szantażem. Jeśli nie zgodzi się, koalicja Tuska oskarży go, że nie chce mrożenia cen prądu. Co istotne, rząd tydzień temu złożył ustawę o mrożeniu cen prądu, jednak bez takich wrzutek, zatem intencja koalicji Tuska jest oczywista" - podkreślił.
Paweł Gospodarczyk, dziennikarz money.pl