Ruszyły konsultacje Parlamentu Europejskiego w sprawie wprowadzenia tak zwanej opłaty środowiskowej od mięsa. Jeśli zacznie ona obowiązywać, to za kilogram wołowiny zapłacimy o około 20 zł więcej niż obecnie, a za kilo wieprzowiny - o 15 zł więcej.
Pomysł opłaty wyszedł od holenderskiej koalicji TAPP (True Animal Protein Price), która przekonuje, że produkcja mięsa znacząco przyczynia się do globalnego ocieplenia – a konkretnie odpowiada za ok. 14,5 proc. światowej emisji gazów cieplarnianych. Koalicja ma już pierwszy sukces na koncie: politycy w Holandii mają wkrótce przedstawić projekt lokalnych regulacji w tym zakresie.
Droższe mięso zmniejszy w ciągu dziesięciu lat konsumpcję kurczaków o 30 proc., wieprzowiny - o 57 proc., a wołowiny - o 67 proc. – wylicza TAPP. Może to zredukować emisję gazów cieplarnianych o 3 proc., a to wynik nie do pogardzenia.
Choć o opodatkowaniu mięsa mówi się od niedawna, to sama koncepcja nie jest niczym nietypowym. Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego, przekonuje, że to nic innego jak kolejny wariant "podatku od grzechu". Ekspert nie ma wątpliwości, że cel prozdrowotny jest słuszny – bo ograniczanie spożycia mięsa, zwłaszcza czerwonego, jest po prostu zdrowe. Arak wątpi jednak w to, czy dodatkowa opłata w jakikolwiek sposób pomoże środowisku.
To może pomóc zdrowiu, ale nie środowisku
- To nie Europa jest globalnym liderem w produkcji czerwonego mięsa. Żaden kraj na naszym kontynencie nie jest nawet w pierwszej piątce największych producentów wołowiny. Gdy chodzi o wieprzowinę, wysoko w zestawieniu są Niemcy i Hiszpania – mówi.
Dodaje, że paradoksalne wydaje mu się to, że z jednej strony Unia Europejska zaczęła mówić o potrzebie ograniczania produkcji wołowiny i wieprzowiny, a jednocześnie subsydiuje ona zarówno ich produkcję, jak i eksport.
- Może więc europejscy konsumenci będą spożywać mniej czerwonego mięsa i w ten sposób zrealizujemy cel zdrowotny? Skoro jednak nadal będziemy je eksportować, to nie oszukujmy się, że wpłyniemy na emisję gazów cieplarnianych. W pierwszej kolejności trzeba przemyśleć zasady dofinansowania i może próbować zachęcić producentów do tego, by przestawili się na jakiś inny obszar – mówi Piotr Arak.
Co może zrobić Unia
Ekspert dodaje, że to nie jest dobry moment na dyskusję o opodatkowaniu mięsa, bo wymagałoby to daleko idących modyfikacji ram polityki rolnej. Jego zdaniem warto do tego wrócić za około 5 lat, gdy ustalane będą zasady na kolejne lata.
Nie znaczy to, że do tego czasu Unia powinna całkowicie zarzucić temat. Powinna edukować o szkodliwości czerwonego mięsa i przekonywać do zastępowania go zdrowszymi zamiennikami, a także podjąć dialog z rolnikami z krajów, które mogą być najbardziej przez podatek pokrzywdzone.
Z kolei Małgorzata Samborska, doradca podatkowy w Grant Thornton, zwraca uwagę, że propozycje TAPP zakładają coś więcej niż tylko nałożenie dodatkowej opłaty na mięso.
- Autorzy proponują również odejście od stawki obniżonej na mięso (w Polsce stawka podatku VAT wynosi 5 proc., czyli tyle samo co na większość warzyw i owoców - przyp. red.). Pomysłodawcy chcą maksymalnie obniżać VAT na owoce i warzywa kosztem stawek nie tylko na mięso, ale też produkty odzwierzęce, czyli na przykład nabiał - zauważa Samborska. - Rozumiem to jako wycofanie się ze stawek obniżonych na mleko czy masło. Konsumenci odczuliby skutki takiego kroku - wyjaśnia.
Samborska obawia się również, że nałożenie dodatkowej opłaty na mięso wcale nie musi wpłynąć na zmniejszenie konsumpcji, lecz zmobilizuje producentów do tego, by obniżyć ceny kosztem jakości.
- Niewykluczone, że wielu będzie jeszcze chętniej stosowało konserwanty czy wstrzykiwało do mięsa wodę, byle tylko nie dopuścić do tego, by klienci odczuli wzrost ceny – kwituje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl