Za mniej więcej 40 dni dojdzie do załamania na rynku drobiarskim – po prostu zabraknie kurczaków. To pokłosie grypy ptaków (nazywanej potocznie, choć niewłaściwie "ptasią grypą"). Problem dotknie całej Polski.
Już dziś ceny kurczaków są o ponad 60 proc. wyższe niż pod koniec zeszłego roku. Cena żywca (cała tuszka) już podskoczyła z poziomu 4 zł w listopadzie 2020 roku do 6,5 zł w marcu 2021.
- Nie jesteśmy w stanie zastąpić czymkolwiek innym około 30 proc. spadku uboju - nie ma takich ilości obecnie w Europie, które mogłyby nam pomóc. Sytuacja jest bardzo dynamiczna, dlatego że został uderzony największy obszar koncentracji żywca, czyli okolice Żuromina i Mławy. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co przyniesie jutro. Tak złej sytuacji jeszcze nie było – mówi Marcin Świąć, prezes SuperDrob.
Najgorsza sytuacja jest właśnie w rejonie Żuromina i Mławy. Nie ma dnia, by nie odkryto tam kolejnych ognisk grypy. Powody są dwa: ta okolica to zagłębie przemysłu drobiarskiego, więc szybkość rozprzestrzeniania się wirusa grypy jest ogromna. Drugi powód to pogoda. Wirus nie lubi ciepła, epidemia gaśnie przy wyższych temperaturach. Tymczasem tegoroczny kwiecień jest chłodny.
W roku 2020 do połowy kwietnia było 19 przypadków grypy ptaków. W tym roku mamy już ok 170 ognisk, dziennie dochodzi nawet po 20 nowych. Stada ptaków, w których stwierdzono obecność wirusa, są wybijane, a następnie utylizowane. Obecnie hodowcy stracili już ponad 4 miliony sztuk drobiu.
W Polsce hoduje się rocznie ponad 1,3 miliarda sztuk kurcząt brojlerów. Jak na razie zaszła konieczność wybicia kilku milionów sztuk drobiu.
Największym problemem dla hodowców jest fakt, że wirus dziesiątkuje stada reprodukcyjne. Według danych firmy SuperDrob stracili już 1-1,3 mln sztuk drobiu w stadach zarodowych. Tylko to powoduje, że w skali miesiąca wykluwa się o 30 mln piskląt mniej niż zwykle. Miesięcznie w Polsce wykluwa się 100-107 mln kurcząt. Efekt jest taki, że w perspektywie 40 dni (po takim czasie trafiają do ubojni) na rynku zabraknie jednej trzeciej mięsa drobiowego.
Uderza w nas kolejna epidemia. Grypa ptaków szaleje
Dla Polski jest to szczególnie bolesne, bo – jak mówi money.pl Dariusz Goszczyński, dyrektor Krajowej Rady Drobiarstwa - ponad połowa produkcji jest eksportowana. Jeśli dodamy do tego fakt, że Polska jest największym producentem drobiu w Unii, otrzymamy skalę problemu.
Prof. Piotr Szeleszczuk ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego przewiduje, że wirus będzie mniej aktywny z początkiem maja.
Prof. Szeleszczuk dodaje, że w przeliczeniu na głowę mieszkańca Polska jest drugim co do wielkości producentem mięsa drobiowego na świecie - wychodzi ponad 60 kilo rocznie na osobę. Więcej produkuje się tylko w Brazylii. A jednocześnie zjadamy ok. 30 kilo drobiu na głowę rocznie. Większość produkcji musi być wyeksportowana.
– To kolejny sygnał alarmowy pokazujący, jakim problemem jest chów przemysłowy i jak pilne jest odejście od tego biznesu, szkodliwego dla ludzi, przyrody i rodzinnych gospodarstw rolnych – mówi Dominika Sokołowska z Greenpeace.
Ta organizacja przypomina, że w okolicach Żuromina hodowanych jest ok. 100 milionów kur. - To niedopuszczalne stłoczenie wynika z chęci maksymalizacji zysku wąskiej grupy biznesmenów, którzy zarabiają na drobiu, stwarzając jednocześnie zagrożenie dla zdrowia publicznego, zanieczyszczając środowisko, utrudniając życie tysiącom ludzi mieszkający w okolicach ferm - przypomina Sokołowska.