Są przepisy, które choć w ustawie funkcjonują od lat, to jednak nadal powodują wątpliwości interpretacyjne. Taką trudność powoduje art. 1002 Kodeksu cywilnego, który brzmi w następujący sposób: " Roszczenie z tytułu zachowku przechodzi na spadkobiercę osoby uprawnionej do zachowku tylko wtedy, gdy spadkobierca ten należy do osób uprawnionych do zachowku po pierwszym spadkodawcy".
Co w tym przepisie może sprawiać trudności praktyczne? Powiedzmy, że trudności pojawiają się w określonych "wariantach osobowych" i takiej właśnie sytuacji przyjrzał się Sąd Najwyższy. Opisuje to "Rzeczpospolita".
Zmarły Henryk S. nie miał żony ani dzieci. Spadek – niemały – przepisał w formie aktu notarialnego K.L., która nie należała do kręgu najbliższych krewnych. Wydziedziczył przy tym rodziców powołując się na to, że nie pomogli mu, gdy bardzo tego potrzebował.
Dodajmy od razu, że wbrew popularnemu przekonaniu, wydziedziczenie nie polega na pominięciu w testamencie. Istotą wydziedziczenia jest pozbawienie prawa do zachowku, czyli pewnego gwarantowanego udziału w majątku zmarłego, który przeznaczony jest dla najbliższych (a konkretnie: dla małżonka, dzieci, rodziców).
Istotą zachowku jest niedopuszczenie do sytuacji, w której bliscy zostałby pozbawieni czegokolwiek w drodze dziedziczenia, a cały majątek przypadłby np. kochance lub został przepisany na jakąś fundację. Zachowek ma więc zabezpieczyć majątek bliskiego.
Sąd Okręgowy się rozpędził
Wróćmy do sprawy majątku Henryka S. Jego rodzice nie zgodzili się z decyzją syna o wydziedziczeniu i wytoczyli powództwo przeciwko K.L. żądając, by wypłaciła im wynikający z ustawy zachowek. Jednym słowem: zakwestionowali wydziedziczenie. W sumie domagali się 140 tys. zł.
Zanim zaadł wyrok, matka zmarła. Do postępowania dołączyła córka, czyli siostra Henryka S. i wraz z ojcem w dalszym ciągu domagała się zachowku po 70 tys. zł na osobę.
Sąd podzielił rację rodziców i uznał wydziedziczenie za nieskuteczne. Zarówno na rzecz ojca, jak i siostry zasądzony został zachowek.
Wyrok się uprawomocnił, ale prokurator generalny wniósł skargę nadzwyczajną. Uznał, że wydając wyrok, sąd przekroczył ścisłe zasady dziedziczenia zachowku, które wyrażone są we wspomnianym już art. 1002 Kodeksu cywilnego. O ile uprawnionymi do zachowku po Henryku S. byli rodzice, to już nie siostra.
Sąd Najwyższy przyznał rację prokuratorowi generalnemu.
- Spadek po uprawnionej do zachowku po synu nabyli jej mąż uprawniony do zachowku oraz córka, której nie przysługiwał zachowek po bracie, gdyż w kręgu uprawnionych do zachowku są tylko rodzice, małżonek i zstępni spadkodawcy, a nie rodzeństwo. Zasądzając więc połowę zachowku, o jaki za życia wnosiła matka, sąd okręgowy rażąco naruszył zady dziedziczenia zachowku – wyjaśnił Sąd Najwyższy.
Sprawa została prawomocnie zamknięta.