52 niedziele w ciągu roku. Jeszcze w 2017 roku aż w 50 z nich można było zrobić zakupy w hipermarkecie lub wybrać się do galerii handlowej. Ale ostatnie 12 miesięcy to nowa rzeczywistość. Sklepy były otwarte tylko w 23 z 52 niedziel.
A to oznacza, że centra handlowe miały mniej klientów. Jak wynika z danych Retail Institute, przez pierwsze 8 miesięcy obowiązywania nowych przepisów galerie straciły w niedziele ponad 15,7 mln odwiedzających.
Niespełna połowa z nich (7,3 mln) odwiedziła galerie w inny dzień tygodnia, ale pozostali z wyjścia na zakupy po prostu rezygnowali. Najmocniej ucierpiały sklepy na obrzeżach dużych miast.
Przyzwyczajenia się jednak nie zmieniły. Gdy tylko się dało, Polacy szturmowali galerie i sklepy wielkopowierzchniowe. Z danych Retail Institute wynika, że w niedziele handlowe na zakupy wybrało się 32,9 mln klientów, czyli aż o 8,5 proc. więcej niż w 2017 r.
- Gdy przepisy wchodziły w życie, obawiałem się znacznych spadków obrotów w sieciach oraz redukcji zatrudnienia w handlu - mówi money.pl ekonomista prof. Ryszard Bugaj. - Nic takiego jednak - ku mojemu zaskoczeniu - nie nastąpiło.
Dynamika niższa, mniej małych sklepów
Wiemy już, że ruch w galeriach i centrach handlowych jest mniejszy. A jak to się przekłada na wyniki? Postanowiliśmy porównać miesięczną dynamikę sprzedaży detalicznej. Innymi słowy, jak szybko wzrastały obroty sprzedawców w całej Polsce.
Okres od marca 2018 do dziś porównaliśmy z analogicznymi danymi rok wcześniej. I okazuje się, że sprzedaż wciąż rośnie, ale nieco wolniej niż przed wprowadzeniem zakazu handlu. Średnio co miesiąc wskaźnik wynosi obecnie 6,87 proc., a wcześniej przekraczał 8,1 proc.
Warto jednak zaznaczyć, że nie można jednoznacznie stwierdzić, że za spowolnienie odpowiedzialny jest tylko zakaz handlu.
Podobnie zresztą jak za upadek małych osiedlowych sklepów. Prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Cezary Kaźmierczak mówił kilka tygodni temu w "Money. To się liczy", że przez zakaz handlu zamkniętych zostało nawet 15 tys. małych placówek.
- Pewnie zakaz handlu miał na to jakiś wpływ, ale na pewno nie rozstrzygający - twierdzi prof. Ryszard Bugaj. Podobne argumenty podnosiła w ubiegłym tygodniu minister Elżbieta Rafalska.
- Przy całej sympatii do drobnej przedsiębiorczości, małe sklepy po prostu muszą przegrywać konkurencję - twierdzi prof. Bugaj. Dlaczego? - Bo mają znacznie wyższe koszty, tylko czasami korzystają z lokalnego monopolu, gdy w pobliżu nie ma większych sklepów.
Efekt społeczny? "Wątpliwy"
Sieci sklepów co prawda narzekają, że przez zakaz handlu sprzedają mniej. Biedronka na przykład przy okazji publikacji rocznych wyników informowała, że obroty wzrosły o 2,7 proc., ale gdyby nie przepisy, to prawdopodobnie byłoby to ponad 4,1 proc.
- Dane finansowe sieci pokazują, że wielkiego załamania nie było, więc nie taki ten zakaz handlu straszny. Ale z drugiej strony, efekty społeczne również wątpliwe - mówi nam prof. Bugaj.
Jak dodaje, niektórzy pewnie liczyli, że zakaz handlu umocni pozycję Kościoła i skonsoliduje rodziny. - Ostatecznie stało się wręcz odwrotnie. Można wręcz powiedzieć, że to niedzielne zakupy często konsolidowały rodziny - ocenia ekonomista.
Zresztą Polacy coraz bardziej sceptycznie podchodzą do ograniczenia handlu. Pomysł "Solidarności" nie miał jeszcze tak złych notowań - wynika z najnowszych badań, do których dotarł money.pl. Zakaz przeszkadza już ponad połowie Polaków, o czym informowaliśmy kilka dni temu.
Być może dlatego w Sejmie utknęła nowelizacja przepisów, która miała ustawę zaostrzyć (tzw. lex Żabka). Jak mówił nam jesienią jej autor Janusz Śniadek, miała wejść w życie w rocznicę wprowadzenia zakazu, czyli właśnie w piątek. Jak widać, nie wyszło.
Z posłem PiS próbowaliśmy się skontaktować, ale nie odebrał od nas telefonu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl