Adwokat Angelika Rucińska w rozmowie z "GW" mówi, że tego typu zapisy nie zawsze są zgodne z prawem.
– Wynajmujący, którzy próbują się zabezpieczyć przed jakimikolwiek negatywnymi zachowaniami najemców czy też skutkami tych zachowań, często zawierają w umowach najmu klauzule, które z punktu widzenia prawnego wykraczają poza naturę stosunku najmu i godzą w prywatność najemcy – zauważa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dziwne zapisy w umowach najmu
"GW" wymienia absurdalne praktyki wynajmujących. W jednej z historii rozmówczyni mówi o tym, że właściciel wprowadził zapis o zakazie maksymalnego odkręcania kaloryferów. Co więcej – jesienią regularnie przychodził i sprawdzał, a jak trzeba było – to skręcał gałkę. Za media płaciła i tak lokatorka. Ten sam wynajmujący zakazał przyprowadzania gości.
Na grupie na Facebooku inni lokatorzy dzielą się podobnymi doświadczeniami. W umowach były zawarte takie zapisy jak zakaz kopania kryptowalut, palenia świec czy dodatkowa opłata w wysokości 25 zł za przenocowanie gościa. Jeden z właścicieli zainstalował kamerę przed wejściem do mieszkania, aby wiedzieć, kto z niego wchodzi i wychodzi.
W jednej z umów najmu wynajmujący wprowadził spis zawartości mieszkania uwzględniający na przykład stan gąbki do mycia naczyń czy ścierki w kuchni. Dodatkowo warunkiem wynajęcia było położenie wykładziny, aby nie zniszczyć paneli. Inna osoba miała obowiązek co dwa lata na własny koszt cyklinować w całym mieszkaniu parkiet.
Godzenie w prywatność
Jak zauważa Rucińska, takie zapisy godzą często w prywatność najemcy. – Zapisy w umowie najmu, które ingerują w prywatność najemcy i stanowią swoistą próbę uregulowania jego trybu życia, są nieważne – mówi adwokat.
Zauważa, że niektóre zapisy przekraczają granice swobody umów i są nie tylko absurdalne, ale i bezprawne. Dodatkowo kontrola nieruchomości musi być ustalona z najemcą i odbywać się w jego obecności.