- Jeżeli chodzi o wakacje, jest dużo zapytań, ale mniej rezerwacji - mówi członek zarządu Tatrzańskiej Izby Gospodarczej Karol Wagner. Zwraca przy tym uwagę na krótsze okienko rezerwacyjne, czyli dostępny dla klientów okres, w którym mogą dokonać rezerwacji. - Goście nie rezerwują już pokoi z dużym wyprzedzeniem jak kiedyś, sięgającym nawet trzech miesięcy. Rezerwacje, które wpływają, są głównie od stałych gości i na ten moment zajętych jest około 30 proc. miejsc noclegowych w Zakopanem - dodaje Wagner.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wolne miejsca w hotelach w Zakopanem
Po majówce w zakopiańskich hotelach i pensjonatach rozdzwoniły się telefony, ale dotyczą one głównie pytań o dostępność pokoi i ceny. W wielu obiektach terminy w sierpniu cieszą się większym zainteresowaniem niż w lipcu, a w lipcu większym niż w czerwcu. Dlaczego?
- Odczuwamy zainteresowanie, ale doświadczenie uczy, że nie jest to faktyczny popyt, tylko zwiększona staranność gości przy wyborze oferty. Najczęściej to stali bywalcy wracający pod Tatry rezerwują noclegi z dużym wyprzedzeniem - tłumaczy Wagner.
"W tym roku turyści nie muszą martwić się już koronawirusowymi obostrzeniami, a to oznacza, że powracamy do podróżniczych zwyczajów sprzed 2020 r. W okresie pandemii polskie biura podróży wprowadziły do oferty pobyty w Polsce, wówczas faktycznie wiele osób z takich propozycji korzystało, a nasz kraj znajdował się w pierwszej dziesiątce kierunków najczęściej wybieranych na wyjazdy wypoczynkowe" - wskazują eksperci serwisu wakacje.pl.
Zagranica wraca do łask
Wraz ze zniesieniem ograniczeń mapa kierunków wakacyjnych znacząco się powiększyła, a wśród podróżnych popularnością cieszą się Turcja, Grecja i Egipt. W czołowej dziesiątce znajdują się także inne kierunki z basenu Morza Śródziemnego, takie jak: Hiszpania, Tunezja, Malta, Cypr, ale również Bułgaria, czy Albania. Wiele z tych miejsc jest tańszych niż polskie Tatry.
Podróże krajowe nie zawsze są traktowane jako jedyny, czy główny wyjazd w roku. Dla części osób to uzupełnienie rocznego wypoczynku, np. w formie dłuższego weekendu - w tym wypadku rezerwacje mogą pojawiać się na krótko przed terminem pobytu - podkreślają eksperci.
Jak czytamy, na świecie widać trend, który również przebija się w Polsce. Polega on na promowaniu mniej znanych miejsc, nawet jeśli mowa o niewielkich kurortach czy strefach hotelowych znajdujących się w pobliżu popularnych miejscowości. "Po pandemii wiele osób docenia możliwość spędzenia urlopu z dala od tłumów, a topowe kierunki odwiedza w czasie wycieczek po okolicy" - zaznacza serwis wakacje.pl.
Pustki u największych
Pustki w tatrzańskich hotelach potwierdzają twarde dane, jednak analiza ich przyczyn jest dosyć złożona. Okazuje się bowiem, że w Zakopanem i okolicach brak klientów doskwiera przede wszystkim dużym obiektom, posiadającym w swojej ofercie kilkaset pokoi. Najbliższe wolne terminy w mniejszych pensjonatach są natomiast dostępne dopiero w połowie wakacji.
- Jestem zdziwiona opiniami, że w mieście nic się nie dzieje. U nas jest ruch, rezerwacje spływają, mamy sporo gości indywidualnych. Patrząc na aktualne obłożenie, wakacje zapowiadają się zdecydowanie lepiej, niż w roku ubiegłym. Jako hotel kameralny na brak gości nie narzekamy. Być może ta sytuacja dotyczy dużych hoteli, mających kilkaset pokoi. My tego nie odczuwamy - mówi w rozmowie z money.pl dyrektorka zakopiańskiego hotelu, który oferuje około 50 pokoi.
Sprawdziliśmy. Po skontaktowaniu się z działami rezerwacji dwóch największych hoteli w Zakopanem okazało się, że miejsca noclegowe wraz z dodatkowymi atrakcjami są dostępne nawet na kolejny miesiąc. - W czerwcu mamy mnóstwo wolnych miejsc - usłyszeliśmy od przedstawiciela jednego z obiektów.
- Ja mam tylko dwa domki, nie mam dużego biznesu. Jest obłożenie, nie narzekam - mówi nam z kolei właściciel pensjonatu w Nowym Targu. W podobnym tonie wypowiada się właścicielka jednego z ośrodków wypoczynkowych w Zakopanem. - Wielu klientów rezerwuje miejsca na ostatnią chwilę, ale na razie nie jest źle. Trudno przewidzieć, co dalej, jaki będzie ten sezon - zaznacza z niepokojem.
Od święta do święta
Ameryki nie odkryją ci, którzy zauważą, że ruch w hotelach jest większy podczas długich weekendów. Niektórzy właściciele przyznają, że po Wielkanocy czekają na majówkę, potem na Boże Ciało, aż w końcu na wakacje. Kalendarz wyznacza poziom ich przychodu.
Jak jest spadek, to przyjdzie i wzrost. Taka sama tendencja jest co roku. Weekend majowy oznacza pełne obłożenie, później to samo dzieje się w Boże Ciało. Nie sądzę, żeby to było jakieś nadzwyczajne. Są po prostu piki w kalendarzu. Natomiast bez dwóch zdań mogę stwierdzić: hotelarstwo po pandemii w końcu odżywa na dobre - przekonuje właścicielka gospodarstwa agroturystycznego pod Zakopanem.
Skąd to zróżnicowanie? Według prezesa Polskiej Izby Hotelarzy Marka Łuczyńskiego chodzi o pieniądze. - To, co wstrzymuje gości przed decyzją rezerwacyjną, to wysokie ceny w Tatrach. Z moich informacji wynika, że dziś rodzina o modelu 2+2 na Mazurach potrafi znaleźć dobry 4-gwiazdkowy resortowy hotel z atrakcjami dla dzieci za 6 tys. zł, a nad Bałtykiem, w jednej z popularnych miejscowości turystycznych, ta sama rodzina zapłaci za bardzo zbliżony hotel już 10 tys. zł - twierdzi.
Zdaniem eksperta w Tatrach powinno być jeszcze drożej, chociaż dokładnej kwoty nie podaje.
"Hotelarze muszą teraz kalkulować rozsądnie"
Jak dodaje, w jego ocenie tak samo jest na Podhalu. - Ceny winduje fakt, że hotel jest prowadzony w znanej miejscowości. Uważam, że gros turystów i gości wybierze nieoczywiste kierunki, rezygnując z Tatr na rzecz Bieszczad czy chociażby Beskidu Sądeckiego i takich miejscowości jak Muszyna, czy Krynica-Zdrój. Właściciele, którzy mają pensjonaty i ciągle trzymają wysokie ceny, mogą zostać z niczym - uważa Łuszczyński.
Wymieniając tańsze niejednokrotnie alternatywy, szef PiH mówi o "popularnej Chorwacji, taniej Albanii czy Czarnogórze". - Wracamy do czasów sprzed pandemii, kiedy wyniki w hotelach miejskich, sieciowych były wysokie, a hotele w kurortach w Polsce nie miały tak dużego obłożenia. Odwrócił to dopiero COVID-19 i zamknięcie granic. Teraz trzeba działać z rozwagą i nie przesadzać z cenami, bo ludzie wybiorą zagranicę albo nieoczywiste kierunki w Polsce - radzi Łuszczyński.
- To trochę jak ze słynnymi "paragonami grozy". Podnoszono alarm, że w Sopocie na molo ryba kosztuje, nie wiadomo, ile, a tymczasem 500 metrów dalej można było ją dostać w przystępnej cenie, ale już bez widoku z restauracyjnego ogródka na Bałtyk. Uważam, że jest ryzyko, że Zakopane straci na rzecz innych miast, gdzie lepsza jest korelacja jakości z ceną. Hotelarze muszą teraz kalkulować rozsądnie - podsumowuje prezes PiH.
Paweł Gospodarczyk, dziennikarz money.pl