Na pierwszy rzut oka zakupy spożywcze nie wydają się skomplikowaną czynnością, ale producenci żywności często nam je utrudniają. Dopiero po wczytaniu się w skład produktu możemy się zorientować, że to, co chcieliśmy kupić, nie jest tak naprawdę tym, czym się wydaje.
Oto 5 najczęściej "podrabianych" produktów spożywczych:
1. Ocet balsamiczny
Buteleczki z octem balsamicznym sprzedawanym masowo w supermarketach niestety mają mało wspólnego z oryginalnym, włoskim produktem. Prawdziwy ocet balsamiczny powinien mieć napisane na opakowaniu "Aceto Balsamico Tradizionale", czyli "Tradycyjny Ocet Balsamiczny". Ta nazwa jest zastrzeżona właśnie dla wyrobów produkowanych oryginalnymi metodami.
Przyjrzałam się octom znajdującym się na sklepowych półkach i stwierdzam, że trochę brakuje im do oryginalnej receptury. Znajduję produkt, który ma napisane na opakowaniu "Vinaigre Balsamique de Modene", czyli "Ocet balsamiczny z Modeny". Nie ma tu słowa "Tradizionale", dlatego łatwo się zorientować, że nie jest to produkt powstały na bazie tradycyjnych metod. Do tego dochodzi jeszcze kwestia składu.
Sklepowy ocet balsaminczy składa się z zagęszczonego moszczu winogronowego, octu winnego oraz barwnika: karmelu amoniakalno-siarczynowego – E150d. Co oznacza, że kolor trzeba było mu sztucznie "podrasować".
Oryginalny ocet balsamiczny ma bardzo ciemną barwę i nie potrzebuje sztucznych dodatków do jego uzyskania. Ocet balsamiczny powstaje z zagęszczonego moszczu winogronowego i poddawany jest długiemu dojrzewaniu. Natomiast produkty, które znajdziemy w większości supermarketów, produkowane są masowo. Przykładowo moszcz winogronowy w nich zwarty dojrzewa przez rok, a nie min. 12 lat (a nawet 25) jak w oryginalnej, włoskiej recepturze.
Kluczowa w przypadku octu balsamicznego jest cena. Ten z popularnych sklepów kosztuje od ok. 38 do 55 zł za 1 litr. Natomiast prawdziwy ocet rodem z Włoch kosztuje nawet... 384 zł za 100 ml, czyli 3840 zł za 1 litr. Myślicie, że to dużo? W internecie znajduję ofertę sprzedaży octu balsamicznego, który ma 100 lat i kosztuje 2900 zł za 100 ml. - 100-letni tradycyjny ocet balsamiczny z Modeny jest 100 proc. naturalny, niezawierający żadnych sztucznych dodatków ani barwników – czytam na aukcji.
Wygląda na to, że w przypadku octu balsamicznego dobrze, że producenci stworzyli jakąś alternatywę, bo prawdziwe włoskie specjały zdecydowanie nie są na każdą kieszeń.
2. Masło
Na szczęście czasy nagminnego fałszowania masła przez producentów są już dawno za nami, ale jeszcze kilka lat temu zjawisko występowało bardzo często. W 2015 r. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów nałożył ponad półtora miliona kary na firmę Masmal Dairy za fałszowanie masła tłuszczem roślinnym i wprowadzanie przy tym konsumentów w błąd. Masło to produkt, który powinien zawierać minimum 75 proc. tłuszczu pochodzenia zwierzęcego i nie może w nim być ani grama tłuszczu roślinnego. Ale obok masła w sklepowych lodówkach często znajdziemy łudząco podobne i dwa razy tańsze „miksy tłuszczowe”.
Te produkty zawierają głównie tłuszcze roślinne, np. olej kokosowy czy palmowy, które bardzo często znajdują się w nich w postaci utwardzonej, co oznacza, że szkodą naszemu zdrowiu bardziej. Podczas procesu utwardzania olejów roślinnych powstają szkodliwe tłuszcze trans.
Europejskie Biuro ds. Bezpieczeństwa Żywności głosi, że podwyższają one stężenie "złego" cholesterolu we krwi. Co w konsekwencji może powodować miażdżycę, zawał serca czy udar mózgu. A choroby sercowo-naczyniowe to najczęstsza przyczyna zgonów na świecie.
Jeżeli chcemy kupić masło, to szukajmy produktu z napisem "masło" na opakowaniu. Niby oczywiste, ale łatwo dać się nabrać. Nawet jeżeli obok zauważycie produkt o atrakcyjnej cenie (miksy tłuszczowe są nawet dwa razy tańsze od prawdziwego masła), to pamiętajcie, że to nie jest prawdziwe masło, tylko produkt masło podobny, który może być szkodliwy dla naszego zdrowia.
3. Kawa
Okazuje się, że kupując kawę... nie zawsze kupujemy 100 proc. kawy. Zdarza się, że producent dodał do niej wypełniacze takie jak soja, kukurydza czy cukier. Sęk w tym, że my jako konsumenci zazwyczaj nie jesteśmy w stanie się w tym zorientować.
Główny Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych przeprowadził badania, z których wynikało, że do kawy mielonej producenci dodawali także produkty zbożowe. Te zafałszowania można było wykryć w specjalistycznych laboratoriach, a zwykły konsument mógłby mieć z tym problem. Oczywiście nie każda kawa jest "oszukana", ale bezpiecznie jest kupować tę w ziarnach i mielić ją samemu w domu.
Inną kwestią dotyczącą kawy jest zwracanie uwagi na rzecz - wydawałoby się - oczywistą. A mianowicie czy na słoiku znajduje się napis: "kawa".
Okazuje się, że niektórzy producenci chcą uśpić naszą czujność i na opakowaniach umieszczają obrazki aromatycznej kawy z pianką, na słoiku widnieje napis "rozpuszczalna" czy "delikatna", a próżno by szukać słowa kluczowego, czyli właśnie "kawa". Dopiero wczytując się w skład, dowiadujemy się, że kawy rozpuszczalnej jest w tym produkcie tylko 10 proc., a 90 proc. stanowi kawa zbożowa. A nie mieliśmy zamiaru kupić "zbożówki".
4. Sery
Dlaczego powinniśmy być czujni podczas kupowania sera żółtego? Bo w sklepie znajdziemy podróbki serów, czyli tzw. produkty seropodobne. Prawdziwy ser żółty powinien składać się z mleka, bakterii kwasu mlekowego, podpuszczki i soli. A w serowych "podrabiańcach" jest jeszcze tłuszcz roślinny, np. utwardzony tłuszcz palmowy.
Dodanie tego składnika sprawia, że produktu nie można już nazywać "serem", a jedynie produktem "seropodobnym". Podróbki serów są nawet dwa razy tańsze od tych prawdziwych. Na pierwszy rzut oka wyglądają podobnie.
Różnicę widać dopiero, gdy taki plaster weźmiemy do ręki. Prawdziwy ser jest twardszy, niż produkt seropodobny, który poprzez obecność tłuszczów roślinnych jest bardziej miękki i wręcz roztapia się w dłoniach. Kupując ser, szukajmy więc na opakowaniu lub przy produktach na wagę napisu "ser", bo okazuje się, że nie jest to wcale takie oczywiste.
5. Miód
Nie każdy miód, który znajdziemy w sklepie, pochodzi z Polski i jest dobrej jakości. Jeżeli na etykiecie przy kraju pochodzenia znajdziemy informację "mieszanka miodów z UE i niepochodzących z UE" oznacza to, że np. miód polski, wymieszano np. z chińskim. Kupując taki produkt, nie wiemy tak naprawdę, skąd dokładnie pochodzi i jak został wyprodukowany. Nie zostajemy również poinformowani czy słowo "mieszanka" nie oznacza przypadkiem, że miód w 90 proc. pochodzi z Chin, a w 10 proc. z krajów Unii Europejskiej.
Chiny są największym producentem miodu na świecie, a jego jakość pozostawia wiele do życzenia. Na przestrzeni lat w mediach pojawiło się wiele doniesień dotyczących chorób pszczół, czy stosowania tam szkodliwych chemikaliów do produkcji miodu. Chińczycy kilkukrotnie zostali złapani na oszukiwaniu, czyli np. dodawaniu syropu ryżowego lub innego - do miodu eksportowego. W 2018 r. Inspekcja Handlowa przebadała miód sprzedawany w polskich sklepach i w 17 proc. przypadków zarejestrowała nieprawidłowości. Część dotyczyła złego oznakowania, a część jakości. Jeżeli chcemy kupić miód, którego pochodzenia jesteśmy pewni, to szukajmy tego z Polski. Na słoiku zazwyczaj ta informacja znajduje się w kluczowym miejscu.
Nawet na zakupach spożywczych powinniśmy być czujni. A dokładne czytanie napisów na opakowaniach produktów to jedna z najważniejszych kwestii. Brak skupienia może sprawić, że kupimy produkt, którego wcale nie chcieliśmy, bo jego wygląd może nas zmylić.