- Zamykamy galerie, oprócz sklepów, które zapewniają zaspokojenie podstawowych potrzeb, czyli m.in. sklepów spożywczych, czy drogerii - poinformował w czwartek minister zdrowia Adam Niedzielski.
Na konferencji prasowej szef MZ powiedział, że kolejna regulacja, która "ma ochronić nas przed trzecią falą epidemii w tym nadchodzącym czasie" dotyczy galerii handlowych. Będą zamknięte od 28 grudnia do połowy stycznia. Branża handlowa jest do słów ministra niespecjalnie przekonana, tym bardziej, że zamknięcie galerii jest zaskoczeniem.
- Powołujemy się na analizy i twarde dane, używamy argumentów merytorycznych ale ukrywamy realne emocje. Wyniki sprzedaży i odwiedzalności w naszych sklepach w centrach handlowych są dramatycznie złe i chcemy by wybrzmiało to głośno i wyraźnie – kolejne obostrzenia dotyczące handlu odetną nam tlen, który teraz podtrzymuje nas jeszcze przy życiu! - komentuje Związek Polskich Pracodawców Handlu i Usług.
- Jesteśmy wręcz w szoku. Dobrze wiemy, że nasza branża nie jest źródłem zakażeń. Pokazała to zresztą praktyka ostatnich miesięcy. W galeriach nie stwierdzono jakichś ognisk choroby, zachorowalność pracowników jest i była na bardzo niskim poziomie. Poza tym mamy swoje wytyczne i limity i naprawdę się do nich stosujemy - mówi money.pl właściciel jednej z galerii handlowych. Dodaje, że takie placówki są obecnie nieustannie kontrolowane a mandaty wypisywane są bardzo rzadko.
- Oni myślą, że galerie należą do międzynarodowych firm i wydaje im się, że mają nieograniczone fundusze. To nieprawda, mnóstwo firm to polski kapitał. I my od marca nie dostaliśmy ani złotówki w ramach tarcz. A jednocześnie musimy płacić podatki, raty, za media, ochronę, sprzątanie. Po tym kolejnym zamknięciu pomoc galeriom będzie już absolutnie niezbędna - dodaje przedsiębiorca.
- W środę zostaliśmy zaproszeni na spotkanie z Ministerstwem Rozwoju, Pracy i Technologii, podczas którego rozmawialiśmy o zasadach działalności placówek handlowych w najbliższych dniach i tygodniach. Potwierdziliśmy naszą gotowość do rozszerzenia zakresu środków bezpieczeństwa i wsparcia służb publicznych przy egzekwowaniu obostrzeń - pisze w swoim oświadczeniu Polska Rada Centrów Handlowych.
Handlowcy dodają, że regularnie dostarczają przedstawicielom rządu dane i raporty świadczące o standardach bezpieczeństwa stosowanych w galeriach handlowych oraz dane o odwiedzalności, która - jak twierdzą - jest znacznie niższa niż w ubiegłym roku. W ostatnim tygodniu ten spadek sięgnął ok. 30 proc.
- W sklepach zlokalizowanych w centrach handlowych, pomimo okresu przedświątecznego nie ma tłoku - potwierdza ZPPHiU. Z danych tej organizacji wynika, że na zakupy przychodzi znacznie mniej ludzi niż w zeszłym roku.
Sprzeciwili się Gowinowi. Burza nad zakazem handlu
- Z analizy zmian odwiedzalności oraz sprzedaży firm handlowych i usługowych w stosunku do ubiegłego roku wynika jeden wniosek: jest źle. W ostatni weekend 12-13 grudnia, porównując go do analogicznego okresu w roku ubiegłym, do sklepów w centrach handlowych przyszła na zakupy zaledwie połowa klientów - twierdzi ZPPHiU.
- Trzeci lockdown jest dla branży – zarówno wynajmujących, jak i najemców - ciężkim ciosem, zwłaszcza, że właściciele galerii handlowych od początku pandemii są pozbawieni pomocy w ramach tarcz finansowych. Konsekwencje tych decyzji odczuje sektor finansowy w Polsce, ponieważ sektor handlowy nie będzie w stanie realizować zobowiązań finansowych względem podmiotów zewnętrznych - dodają handlowcy.
W opinii zarządu ZPPHiU kolejne obostrzenia dotyczące handlu mogłyby przesądzić o upadku wielu przedsiębiorstw.
- Straty wywołane pierwszym i drugim zamknięciem centrów handlowych są nieodwracalne, ale jeszcze jest szansa na ratowanie sektora i setek tysięcy ludzi w nim zatrudnionych - twierdzą handlowcy.
Rząd już zapowiedział pomoc dla niektórych branż. 270 tys. firm skorzysta z tarczy 6.0 – szacuje ministerstwo rozwoju. Tarcza przewiduje zwolnienia z ZUS, świadczenia postojowe po 2 tys. zł miesięcznie oraz tzw. małe dotacje w wysokości 5 tys. zł.