Szefowie urzędów liczyli na to, że tegoroczne 20-proc. podwyżki w administracji rządowej i nieco niższe w samorządach doprowadzą do tego, że znikną problemy z obsadzeniem wakatów urzędniczych. Od kilku lat w administracji rządowej nierozstrzygniętych zostaje ok. 50 proc. konkursów - czytamy w "DGP".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z sondy dziennika wynika jednak, że w 2024 r. sytuacja się nie poprawiła, a w niektórych urzędach wręcz pogorszyła.
Kancelaria premiera taki stan rzeczy tłumaczy biurokracją przy konkursach i niskim bezrobociem. Z kolei eksperci mówią, że problemów z pozyskaniem pracowników nie byłoby, gdyby zarobki w urzędach wzrastały systematycznie, a nie jednorazowo - podkreśla gazeta.
Niestety, według założeń makroekonomicznych do budżetu na 2025 r. podwyżka płac w budżetówce ma wynieść zaledwie 4,1 proc. Minister finansów przekonuje, że ten wskaźnik wskutek negocjacji ze związkami nieco jeszcze wzrośnie. Szczegóły mamy poznać pod koniec sierpnia - informuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Coraz niższe wymagania wobec specjalistów
Przy optymistycznym wariancie może to być ok. 7 proc. Taki wzrost płac jest wciąż zbyt niski, aby przyciągnąć specjalistów do administracji. Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, członek Rady Krajowej Szkoły Administracji Publicznej i współautor reformy administracyjnej, przyznaje, że do urzędów trafiają coraz słabsi kandydaci.
Dyrektorzy generalni w służbie cywilnej są postawieni w sytuacji, gdzie muszą obniżać wymagania przy rekrutacji na stanowiska specjalistyczne. Wymagania jeszcze przed dekadą były często wyższe nawet wobec najniższych stanowisk. Z raportu Najwyższej Izby Kontroli z ubiegłego roku wynika, że liczba kandydatów ubiegających się o pracę w stosunku do liczby miejsc spada - z 36 kandydatów na jedno miejsce w 2023 r. do zaledwie 5 w 2022 r.