Dyrektorzy placówek pilnie łączą się z urzędami wojewódzkimi i lokalnymi przedstawicielami NFZ. Jak ustalił money.pl, te narady zwołane zostały w związku z opublikowaną rekomendacją Funduszu dotyczącą zawieszenia planowanych zabiegów i operacji oraz przestawieniu całej mocy szpitali na pacjentów covidowych.
Komunikat został opublikowany w poniedziałek w godzinach wieczornych. "Aby zapewnić dodatkowe łóżka szpitalne dla pacjentów wymagających pilnego przyjęcia do szpitala, Centrala NFZ zaleca ograniczenie do niezbędnego minimum lub czasowe zawieszenie udzielania świadczeń wykonywanych planowo" - czytamy.
NFZ powołuje się na polecenie szefa resortu zdrowia, ale dla Ministerstwa Zdrowia i ministra zdrowia Adama Niedzielskiego to jedynie zalecenie.
Dyrektorzy pytają, jak mają rozumieć te wytyczne. - A więc to zalecenie, rekomendacja, czy rozporządzenie? - pyta w rozmowie z money.pl dr Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej. Jak twierdzi, doskonale rozumie wątpliwości dyrekcji szpitali.
Zawieszenie planowanych operacji nie obejmuje przypadków onkologicznych i pacjentów nowotworowych. Jednak już ci, którzy mieli na przykład przewidzianą korekcję kręgosłupa, zabieg wewnątrzczaszkowy, operacje usunięcia nerek, usunięcia jajników czy jajowodów oraz zabiegów na aortach brzusznej i piersiowej będą musieli czekać.
Jak długo? Tego nie wiadomo. Poprzednia rekomendacja została wdrażana 14 października, a odwołano ją dopiero 5 stycznia.
"Dalsze restrykcje nie są możliwe"
Co na to dyrektorzy szpitali? Dla nich to poważny problem, bowiem pacjenci covidowi to jedynie wycinek ich pracy. Cała reszta podopiecznych musi też być leczona. Już w tej chwili część zabiegów była odsunięta w czasie.
- Od kilku miesięcy w niektórych specjalnościach zawiesiliśmy lub ograniczyliśmy przyjmowanie chorych. Dalsze restrykcje nie są możliwe ze względu na bezpieczeństwo naszych pacjentów - poinformował nas dr Jakub Kraszewski, dyrektor naczelny Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. - Oczywiście cały czas monitorujemy sytuację i będziemy reagować na potrzeby - zaznaczył.
Według Wojciecha Koniecznego, dyrektora Miejskiego Szpitala Zespolonego w Częstochowie, to porażka systemu opieki zdrowotnej. - Zabiegi planowane dziś, jutro będą pilne. Chodzi o duże zabiegi, bo one pochłaniają najwięcej sprzętu, ludzi i potencjalnie miejsca OIOM-owe - mówił w programie "Newsroom WP" dyrektor.
Jak podkreśla szef samorządu lekarskiego, odroczenie zabiegów stanowi zagrożenie dla zdrowia pacjentów. - Nie możemy leczyć jednych kosztem drugich. Musimy myśleć o powikłaniach również w innych przypadkach - zaznacza i dodaje, że to generuje dodatkowe koszty.
Każdy zabieg planowy jest bowiem bezpieczniejszy i tańszy niż w trybie ostrym z powikłaniami. Jak argumentuje dr Matyja, dość popularna kamica pęcherzyka żółciowego w planowym wariancie oznacza przyjęcie pacjenta, zabieg metodą laparoskopową i następnego dnia wypis.
- Odroczenie może spowodować stan zapalny pęcherzyka, włącznie z ropniakiem. W związku z tym leczenie wymagać będzie dłuższego pobytu, antybiotykoterapii, a powikłania pociągają kolejne koszty ekonomiczne - zaznacza dr Matyja.
Co ze szpitalami tymczasowymi?
- Nie rozumiem, dlaczego już blokujemy łóżka na planowe operacje. To będzie miało bardzo poważne konsekwencje – przyznaje dr Krzysztof Łanda, były wiceminister zdrowia i założyciel Fundacji Watch Health Care.
- Resort skupia się na pacjentach covidowych, a co z pozostałymi? Gdzie są te szpitale tymczasowe? Czy szpital na Narodowym zostanie w końcu udostępniony dla ciężkich przypadków? Mamy przecież tyle wolnych łóżek covidowych, w wielu szpitalach tymczasowych hula wiatr, a podejmowane są kroki, które zaszkodzą pozostałym pacjentom - dopytuje.
W podobnym tonie wypowiada się również prof. Tomasz Grocki, marszałek Senatu i chirurg. - My w Polsce ponad 100 tys. łóżek, a łóżek "na covidy i respiratory" powiedzmy jest zajętych około 20 tys. Mamy szpitale tymczasowe, z których wiele nie było w ogóle uruchomionych. Dopiero teraz to się powoli zaczyna. Zatem 80 tys. łóżek, z których spora część to są łóżka zabiegowe, ma być nieczynnych i leżeć odłogiem? - pytał podczas konferencji.
Również dr Matyja podnosi z kolei kwestię wykorzystania dostępnych zasobów. - Podjęto decyzję o utworzenie szpitali tymczasowych, one miały na celu nieutrudnianie dostępu do opieki zdrowotnej innym pacjentom niecovidowym. By nie uszczuplić bazy łóżkowej, zarażeni powinni być leczeni w szpitalach tymczasowych, a nie ograniczać cały system - zaznacza.
Mniej operacji, a co z finansowaniem?
Już okres między październikiem a styczniem spowodował, że wiele z zabiegów musiało zostać przesuniętych. Dostęp do opieki zdrowotnej został bardzo ograniczony, co skutkowało pogarszającą się sytuacją zdrowotną wielu pacjentów.
Skalę problemu pokazywała liczba tzw. ukrytych ofiar pandemii, o których pisaliśmy w money.pl. Kiedy wszyscy skupiali się na danych o zarażonych i zmarłych z powodu COVID-19, w tle rosła ogólna liczba zgonów związana m.in z udarami mózgu, zawałami serca i innymi schorzeniami.
- Leczenie COVID stało się priorytetem. To drastycznie ograniczyło dostępność do leczenia pozostałych chorób - mówi szef NIL. - Decyzje powinien na bieżąco podejmować lekarz, czy można przesunąć w czasie zabieg, czy nie - a nie płatnik, którego głównym celem finansowanie systemu - oburza się dr Matyja.
Pyta również o kwestię realizacji kontraktów. Szpitale bowiem, które nie mogły przeprowadzać części zabiegów, otrzymywały w formie ryczałtowej co miesiąc pieniądze z NFZ pod warunkiem, że nadrobią operacje do czerwca 2021 r. - I bez pandemii byłoby to trudne, bo szpital to nie fabryka, ale przy kolejnych ograniczeniach będzie to niemożliwe. Co więc dalej z finansowaniem świadczeń - zaznacza Matyja.
- Jeżeli mamy się dostosować do tych poleceń, to znowu nie będą wykonane kontrakty - zaznacza dyrektor szpitala w Częstochowie. - Znowu będą jakieś kary czy straszenie, że jeśli nie wykonamy ich, będą zabrane kontrakty. Szpitale powinny mieć zagwarantowane finansowanie, nawet jeśli będą wykonywać mniej operacji - podkreśla Wojciech Konieczny.
Podobnego zdania jest dr Łanda. - To minister zdrowia powinien przedstawić analizę kosztów alternatywnych dla takiej decyzji. Nie wyobrażam sobie, aby podjął ją bez analiz. Minister musi znać bilans, jakie efekty zdrowotne, konsekwencje organizacyjne i finansowe pociągnie za sobą wstrzymanie planowych zabiegów i operacji - zaznacza były wiceminister zdrowia.
Jak dodaje, rodzi to kolejne pytania. - Gdzie jest taka analiza i dlaczego nie została opublikowana? Natomiast jeśli jej nie ma, to świadczy to o nieprzemyślanej polityce rządu i resortu zdrowia. I wreszcie: gdzie jest obiecywany pacjentocentryzm? – konkluduje.