Mechanizm korekty rynku gazu to rozwiązanie, które ma chronić firmy i konsumentów przed nadmiernym wzrostem cen. Bazą są tu kontrakty TTF, czyli ceny z holenderskiej giełdy, która jest punktem odniesienia dla całego rynku europejskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Spór o wysokość limitu
Jak pisze "Bloomberg", we wtorek 13 grudnia unijni dyplomaci mają spotkać się celem ustalenia faktycznego pułapu cenowego. Według propozycji KE z października limit cenowy miałby wynieść 275 euro dla instrumentów pochodnych TTF z terminem wygaśnięcia w następnym miesiącu, przy różnicy między cenami światowymi większej niż 58 euro. Jak dokładnie miałoby to wyglądać? Mechanizm włączałby się automatycznie, gdy:
- cena rozliczeniowa instrumentu pochodnego TTF przekracza 275 euro przez dwa tygodnie
- ceny TTF są o 58 euro wyższe niż cena referencyjna LNG przez 10 kolejnych dni w ciągu dwóch tygodni.
A teraz trochę teorii. Gdyby limit ustalono, a powyższe warunki zostałyby spełnione, Agencja ds. Współpracy Organów Regulacji Energetyki (ACER) opublikuje zawiadomienie o korekcie rynkowej, a następnego dnia ma to się odbić na cenach. Zwyczajnie, zlecenia z cenami przekraczającymi ten pułap nie będą przyjmowane.
Takiej formy mechanizmu będą bronić Niemcy, Holandia, Dania. Popierają je m.in. Austria, Węgry i Estonia. Kraje argumentowały, że z rynek nie lubi ręcznego sterowania i trzeba to robić ostrożnie. Nie chcą wylać dziecka z kąpielą, bo cała Europa szuka nowych kierunków dostaw, a zatem europejskie ceny muszą być konkurencyjne do tych światowych.
Obniżenie limitu zaproponowały sprawujące tymczasową prezydencję Czechy. Ich propozycja, przedstawiona na początku grudnia, to próba osiągnięcia swoistego kompromisu. W tym wariancie pułap cenowy na megawatogodzinę miałby wynosić 220 euro, a różnice między cenami na światowych rynkach do 35 euro.
Mamy wreszcie trzecią stronę, grupującą 12 krajów, w tym Polskę, Grecję, Bułgarię czy Włochy, a więc kraje znacznie w mniejszym stopniu niż Zachód uzależnione od taniego do początku wojny rosyjskiego gazu. To front, który dopuszcza tylko ostrą grę. Z ich perspektywy obniżka zaproponowana przez Czechy jest nie do przyjęcia i musi być większa. Polska wcześniej proponowała pułap 150-180 euro. A do tego mechanizm powinien być rozszerzony poza sam TTF, na wszystkie europejskie huby handlowe i rynki pozagiełdowe.
Poszukiwania kompromisu
To oczywiście bardzo nie na rękę krajom Zachodnim, pomysłowi mocno sprzeciwiają się Niemcy czy Holandia. Dyplomaci będą mieli twardy orzech do zgryzienia, próbując połączyć wszystkie interesy. A czas się kończy, bo mechanizm miałby zacząć obowiązywać od 1 stycznia 2023 r. By przepchnąć dany wariant, musi się zgodzić na to 15 z 27 krajów.
Jak pisaliśmy w money.pl, sprawa jest wyjątkowo skomplikowana i trudno przewidzieć jej skutki. Eksperci Goldman Sachs w komunikacie tłumaczyli, że "najlepsze w propozycji KE jest to, że limit prawdopodobnie nigdy nie zostanie uruchomiony". Ceny 275 euro na TTF-ach możemy się ich zdaniem spodziewać, jeśli zbiegnie się kilka czynników, jak na przykład atak surowej zimy równocześnie z poważną awarią/atakiem na instalacje gazowe służące do transportu gazu z USA do Europy.