Miałem kilka lat, gdy pojechaliśmy na szkolną wycieczkę. To była zima, dość sroga, pamiętam. Zobaczyłem wtedy po raz pierwszy w życiu siedzibę Narodowego Banku Polskiego. Usłyszałem, że to poważna instytucja. I odpowiada za to, żeby ludzie mieli pieniądze.
Jasne, uproszczenie - bądź co bądź, komunikat adresowany do kilkulatka. Dziś wiem, że mnie oszukano. Nie, nie w części o pieniądzach.
Oszukano mnie, mówiąc, że Narodowy Bank Polski jest poważną instytucją. A przynajmniej niepoważne jest to, co się od wielu miesięcy w banku centralnym dzieje. I trudno o tym nawet pisać poważnie, bo skala absurdów jest niesłychana.
Wojna na listy, wojna na słowa
Właśnie wybuchł kolejny konflikt. Narodowy Bank Polski opublikował na stronie internetowej "stanowisko zarządu Narodowego Banku Polskiego".
Coś z inflacją? Ze stopami procentowymi? Może w końcu ogłoszono wyniki konkursu na najlepszego dziennikarza ekonomicznego w Polsce (w zeszłym rok wygrał Damian Diaz z Wiadomości TVP)?
Nic z tego.
Narodowy Bank Polski poinformował obywateli, że jego zarząd "za nieakceptowalne uznaje postępowanie Pana Pawła Muchy, Członka Zarządu NBP, w szczególności polegające na wytwarzaniu atmosfery zagrożenia, rozliczeń, konfliktu, bezpodstawnych próbach narzucania wyłącznie własnego punktu widzenia, bezzasadnej krytyce współpracowników i Prezesa NBP, a także wszystkie inne działania sprzeczne z Zasadami Etyki Pracowników Narodowego Banku Polskiego".
Paweł Mucha – gdyby ktoś nie kojarzył – to dawny bliski współpracownik prezydenta Andrzeja Dudy. Człowiek, który trafił do NBP z pałacu. Nie żaden przebrzydły "platformers".
Dalej zaś oświadczono, że wbrew zarzutom Pawła Muchy zarząd "wykonuje wszystkie zadania w niezakłócony sposób, skutecznie i zgodnie z prawem".
Paweł Mucha nie pozostał dłużny. Opublikował na Twitterze swoje pismo kierowane do członków Rady Polityki Pieniężnej, w którym wskazuje na szereg uchybień po stronie prezesa NBP Adama Glapińskiego.
Mucha wskazuje między innymi, że nie wiadomo, kiedy Glapiński jest w centrali NBP i że nie sposób się z nim spotkać. A, bądź co bądź, spotkać się chce nie osoba przybyła z ulicy, tylko członek zarządu banku centralnego.
Z dokumentów opublikowanych przez Pawła Muchę dowiadujemy się też, że obcięto mu wynagrodzenie. W ocenie Muchy - niesłusznie.
Ośmieszanie państwa
Ktoś mógłby pomyśleć, że tak bywa, iż ludzie w pracy się nie dogadują. Każdy z nas kiedyś krzywo patrzył na koleżankę czy kolegę.
Tyle że przytłaczająca większość z nas nie pracuje w instytucji, dla której wizerunek, autorytet w oczach innych jest kluczowy. I to kluczowy nie tylko dla samej instytucji, lecz także, a może nawet przede wszystkim dla polskiego państwa.
Silny bank centralny, o którego fachowości wszyscy są przekonani, to i silna narodowa waluta, i poważne traktowanie państwa przez zagraniczne podmioty. To też poczucie ekonomicznego bezpieczeństwa dla milionów polskich obywateli.
Tymczasem dziś jesteśmy w sytuacji, w której bank publikuje na swojej stronie internetowej paszkwil na jednego z najważniejszych swoich pracowników, a ten pracownik publikuje w internecie list zrównujący z błotem prezesa banku.
Kto ma w tym sporze rację, jest oczywiście ważne dla tych, którzy się kłócą, ale dla większości obywateli jest bez znaczenia. Kto by bowiem racji nie miał, publiczna wojenka źle świadczy o samej instytucji.
Halo, słychać mnie?
Warto zarazem pamiętać, że to nie pierwsza kuriozalnie wyglądająca awantura.
W październiku 2022 r. TVP, w głównym wydaniu Wiadomości, opublikowała wyniki dziennikarskiego śledztwa. W jego toku ustalono, że - uwaga, uwaga - wszyscy członkowie Rady Polityki Pieniężnej mają przydzielony stały dostęp do gmachu, spotkań oraz połączeń telefonicznych. I że nikt nie blokuje klamek w siedzibie banku centralnego.
Kilka dni wcześniej jeden z członków rady żalił się bowiem, że ma ograniczoną możliwość prowadzenia rozmów - co utrudnia mu rzetelne wykonywanie swoich obowiązków.
Śledczy z TVP nie próżnowali. "Teraz wejdziemy za zgodą do jednego z członków NBP, do jego gabinetu, i sprawdzimy, czy można wykonywać połączenia.
- Halo, słucham.
- Cześć, słyszymy się dobrze?
- Głośno i wyraźne".
W ten oto sposób ostatecznie udowodniono, że telefony w Narodowym Banku Polskim działają.
Przy czym, uczciwie zaznaczmy, na kłopoty z dostępem do informacji żaliło się troje członków Rady Polityki Pieniężnej, a nie jeden.
Absurdalne "problemy"
Chciałbym użyć wysłużonego już sloganu, że byłoby to śmieszne, gdyby nie było straszne.
Ale wiem, że pisanie o sporach i problemach w NBP nie jest nawet dla większości czytelników śmieszne. Mało kogo bawi bowiem, gdy się go wciąga w krainę zupełnego absurdu oderwanego od rzeczywistości.
Część z Was, Drodzy Czytelnicy, zapewne teraz myśli: "co ten pismak wypisuje za bzdury? Jakie działające czy niedziałające telefony? Jakie klamki? Jakie oświadczenia?".
Rozumiem ten punkt widzenia. Tak dużo dzieje się w gospodarce, inflacja nadal znacznie przewyższa cel inflacyjny, można by godzinami dyskutować o poziomie stóp procentowych - a skupiamy się na kwestiach błahych i, powtórzę to raz jeszcze, absurdalnych. Z punktu widzenia państwa nieistotnych. Z punktu widzenia banku centralnego – ośmieszających instytucję.
Widocznie jednak w NBP uznali, że regularne show, jakie daje Adam Glapiński podczas swoich konferencji prasowych, to za mało. I uwagę szerokiej publiczności trzeba przykuwać częściej.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski