- Wczoraj otrzymaliśmy potwierdzenie, że nasi specjaliści będą uczestniczyć w śledztwie. Dopóki nie zostanie ono zakończone, nie możemy powiedzieć na pewno, jakie pociski lub ich części spadły na terytorium Polski. Widzieliśmy jednak zdjęcia średnicy leja. To nie mogą być tylko pozostałości systemów antyrakietowych - powiedział cytowany przez agencję Interfax-Ukrajina Zełenski podczas swojego wystąpienia na Bloomberg New Economy Forum w Singapurze.
- Tym razem nie wiem dokładnie na 100 proc., co się stało. Świat też nie wie tego na 100 proc. - zaznaczył prezydent Ukrainy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wybuch Przewodowie. Ukraińcy zbadają sprawę
W środę prezydent Zełenski, mówiąc o eksplozji na terenie Polski, oświadczył, iż nie ma wątpliwości, "że to była nie nasza rakieta, albo nie nasze uderzenie rakietowe". Zaznaczył, że opiera się na raportach złożonych mu przez wojskowych. Prezydent Ukrainy oświadczył też, że jest przekonany, iż Ukraina powinna i będzie brać udział w śledztwie w tej sprawie.
W miniony wtorek (15 listopada) po godzinie 15:00 na terenie leżącej blisko granicy z Ukrainą wsi Przewodów w województwie lubelskim spadł pocisk. Doszło do eksplozji, w wyniku której zginęło dwóch obywateli Polski.
Ofiary wybuchu to dwaj pracownicy suszarni zbóż, w której doszło do wybuchu: 62-letni mieszkaniec Przewodowa i 60-latek z pobliskiej wsi Setniki. W całej gminie Dołhobyczów, gdzie leżą obie miejscowości, została wprowadzona czterodniowa żałoba. Pogrzeb ofiar będzie mieć charakter państwowy. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że uroczystości pogrzebowe planowane są na sobotę.
Jak poinformował w środę prezydent Andrzej Duda po naradzie w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, nic nie wskazuje na to, że zdarzenie w Przewodowie to intencjonalny atak na Polskę i nie ma żadnych dowodów, że rakieta została wystrzelona przez Rosję, jest natomiast wysokie prawdopodobieństwo, że była to rakieta ukraińskiej obrony powietrznej.