- Mamy świadomość tego, że sytuacja na Ukrainie jest trudna. Natomiast warto podkreślić, że tranzyt chociażby przez Polskę jest rekordowy, jeśli chodzi o zboże z Ukrainy - zaznaczył Ciecióra.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mamy problem z kolejnymi produktami spożywczymi, które w nadmiarowym stopniu wchodzą na nasz rynek. Teraz chociażby pojawia się problem z ziemniakiem na naszym rynku, który jest ściągany z Ukrainy. Mamy ogromne obawy odnośnie tego, czy to nie będą kolejne symptomy destabilizacji naszego rynku - dodał polski wiceminister.
Polska od miesięcy zmaga się z problemem zboża z Ukrainy, które zalało polski rynek. Zakaz importu z Ukrainy pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika do zmagających się z przesytem ukraińskich surowców Bułgarii, Węgier, Polski, Rumunii i Słowacji został wprowadzony przez Komisję Europejską na początku maja. Początkowo ograniczenia obowiązywały do 5 czerwca, a następnie zostały przedłużone do połowy września. Embargo zniesiono 15 września na podstawie postanowienia KE.
Dzień później w życie weszło rozporządzenie ws. bezterminowego zakazu przywozu do Polski ukraińskich produktów rolnych. Decyzje o jednostronnym przedłużeniu ograniczeń importowych podjęły również rządy Węgier, Słowacji i Rumunii.
Spór o zboże z Ukrainy
W odpowiedzi władze w Kijowie poinformowały o złożeniu skargi do Światowej Organizacji Handlu na Polskę, Węgry i Słowację. Ostatecznie została ona zawieszona. W pewnym momencie ukraiński wiceminister Taras Kaczka zapowiedział, że Kijów planuje wprowadzenie embarga na polską cebulę, pomidory, kapustę i jabłka.
Niedługo później w rozmowie z RMF FM wycofał się z tej zapowiedzi, mówiąc, że "to ostatni punkt w planie działań" władz Ukrainy. Zapewnił, że priorytetem jest rozwiązanie problemu na drodze dialogu.