— Złożyliśmy właśnie w Sejmie projekt zawieszający system ETS (system handlu uprawnieniami do emisji CO2 - przyp. red.) w Polsce. Przygotowana opinia wybitnego eksperta w zakresie prawa europejskiego daje możliwość zastosowania art. 347 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej — przekazał polityk Solidarnej Polski.
Dodał, że projekt "zakłada tak naprawdę, zawieszenie czy zwolnienie z obowiązku kupowania szkodliwych, pod względem obciążenia finansowego, uprawnień do emisji CO2". — Co roku wyprowadza się z Polski miliardy złotych parapodatku europejskiego — podekrślił Jacek Ozdoba.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
ETS. Co to jest?
Unijny system handlu uprawnieniami do emisji powstał w 2005 r. Limituje on ilość CO2, która może być emitowana przez energochłonne sektory przemysłu, producentów energii i linie lotnicze.
UE określa całościowy pułap uprawnień do emisji, a przedsiębiorstwa uprawnienia te dostają lub kupują, mogą też sprzedawać je innym podmiotom należącym do systemu. Jedno uprawnienie daje możliwość emisji jednej tony CO2. Zgodnie z ustawą o systemie handlu uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych operator statku powietrznego albo prowadzący instalację musi sporządzać raport na temat wielkości emisji sporządzony za poprzedni rok okresu rozliczeniowego.
Polska traci na ETS?
Według Solidarnej Polski system ETS sprawia, że Polska gospodarka traci co roku ok. 40 mld zł, a ostatecznie płacą to polscy obywatele poprzez wyższe rachunki za prąd i ogrzewanie oraz wyższe ceny towarów i usług.
Liderzy jeden z rządzących partii nie wspominają jednak, że wszystkie pieniądze z ETS trafiają do polskiego budżetu. Z tych środków właśnie powinny być finansowane inwestycje w dekarbonizację polskiej energetyki, co przełożyłoby się na niższy udział ETS w cenach prądu, a w konsekwencji — niższe rachunki.
Tymczasem — jak wyjaśniają unijni urzędnicy — Polska na cele związane z klimatem (np. programy Czyste Powietrze i Mój Prąd) wydała minimum wymagane przez Unię, czyli 50 proc. A są kraje w UE, które wydają od 70 do nawet 100 proc. tych wpływów.